Jeśli był taki temat, to z góry przepraszam. Ale nie uważacie, że dziwnie to rozegrali? Czy on
w końcu popełnił samobójstwo? Jeśli nie, to dziwi mnie to bardzo. W końcu Bree i Orson
tak długo byli małżeństwem i nagle o sobie zapomnieli? Liczyłam na jakąś wzmiankę w
finale, a tu nic. Btw. Finał był dobry, choć ten pomysł z ich rozstaniem... Nie bardzo potrafię
sobie to wyobrazić, wydawało mi się, że są za bardzo do siebie przywiązane, żeby tak łatwo
przyszło im się rozejść. Mimo to, odcinek bardzo wzruszający i jest mi cholernie przykro, że
to koniec. To takie dziwne, że człowiek potrafi tak mocno przyzwyczaić się do czegoś
zmyślonego, do czystej fikcji. Oczywiście dalej będę oglądała stare odcinki, mimo, że to już
nie będzie to samo :(
Do tego, Katherine nawet nie wspomniała o Mike'u, co było dziwne, biorąc pod uwagę, jak kiedyś go kochała.
Finały seriali zwykle są trochę przyspieszone, a część akcji zostaje pominięta.