Właśnie jestem świeżo po ostatnim odcinku serialu i jestem zdegustowany tym banalnym i tandetnym zakończeniem. Co to miało być przez te ostatnie 5 min? Nagle wszyscy sie wykruszyli i nikt nie pozostał na dzielnicy, absurd i brak szacunku dla fanów, którzy liczyli, ze ostatnie chwile z serialem zostaną spędzone ze świadomością, że wciąż bohaterowie serialu zamieszkują tę kultowe osiedle Wisteria Lane, a tutaj co nam zaserwowano, jakieś przeprowadzki masowe, durne i tandetne kariery, mega schematyczne. Bree politykiem o matko, przecież to już jakas kpina dla dzieci, Susam jeszcze rozumiem, ale ta bzdura z NYC i Gaby z Carlosem w Cali to juz totalna padaka. Jeszcze ten sentymentalny fragment, a raczej pseudo patetyczny kit z tymi duchami, no juz bardziej infantylnie nie mogło się to zakończyć, jestem mega rozczarowany jako wierny fan serialu od tylu lat.
Zostało powiedziane, że nie miały zagrać razem w pokera. Bree zadzwoniła do nich jak wygrała wybory, ale nie mogły grac w pokera, bo spotkały się na stojącym konwencie wyborczym. Gabrielle zwołała je by pochwalić się swoim domem, ale nie mogły grac w pokera, bo rozpakowywała pudła lub zajmowała się czymś innym związanym z dziećmi czy pomaganiem mężowi w pomocy społecznej. Lynette zabrała je do Nowego Jorku, ale nie mogły grac w pokera, bo spędziły czas chodząc na zakupy po sklepach. Susan przywiodła ich do swojego domu, który kupiła dla siebie i córki, ale nie mogły grac w pokera, bo jej wnuczka tak się przyzwyczaiła do noszenia, że nie dała jej spokoju. Przyjechały na ślub Katherine [fanfic który pisał Granmor na wisterial.fora.pl], ale nie mogły grac w pokera, bo był to jej dzień a na weselach nikt nie gra w gry karciane. Rozumiesz? Spotykały się raz do roku lub dwa, ale utrzymały ze sobą kontakt i w to chcę wierzyć. Cena jaką musiały za to zapłacić byłą niska: nie mogły już razem zagrać w pokera.
Ten tekst nie jest niezrozumiały i w obcym języky, jest składny.
nie bardzo, pozatym jak to sie ma do sedna sprawy, raczej nic nie wnosi, nie dyskutujemy tu o pokerku w ich wykonaniu.
Jesteś obcokrajowcem? Ja pisze o ich późniejszej przyjaźni, w której nie było już pokera. Spotykały się, ale nigdy już nie było okazji by zagrać bo ZAWSZE coś wypadło. Jeśli tego nie rozumiesz, to jedyne logiczne wyjaśnienie jest takie, że nie jesteś rodzonym Polakiem i uczysz się dopiero naszego języka, bo prościej tej wypowiedzi skrócić się nie da.
hahah ale czlowieku mi nie chodzi o to. co ty tam napsialem, tylko o istote rozmowy, co ma piernik do wiatrakla, rozpisales sie o jakiej grze w pokera, ze pozniej nie mohgly grywac, a myu tu dyskutujemy o tym jak ostatni odcinek odebral widzom caly przekaz tego serialu jakim byla przyjazn pomiedzy nimi. Ty zas tu pierdzielisz o jakims pokerku, ze nie mogly zagrac bo.... i lecisz z kazda bohaterka dlaczego nie mogla zagrac. przeciez to bezsensu, nie wiem czemu mialo ci to sluzyc, ale raczej nie temu tematowi.
PS: Jestem Polakiem i dobrze zrozumialem ten belkot, ktory stwierdza jedynie to ze cena za rozstanie przyajciolek jest nie odbywanie sie sesji pokerkowych, no sorry, ale my tutaj rozmawiamy o czyms glebszym
"ostatni odcinek odebral widzom caly przekaz tego serialu jakim byla przyjazn pomiedzy nimi"
Sam odcinek odebrał w takiej formie jaka była dotychczas, lecz nie przekreślał jej w ogóle. Moja wypowiedź była kontynuatorem TEGO wątku.
Zdrówka życzę.
Zgadzam się w 100%. Scenarzyści zakpili sobie z widzów. Zresztą nie tylko w finałowym odcinku. Serial robił się strasznie naciągany i nudny już połowie sezonu. Niektórzy moi znajomi nie wytrwali i nawet nie skończyli oglądać. Moim zdaniem brakowało już pomysłów jak to dalej ciągnąć a potem zakończyć tak żeby się go zapamiętało. Mogli zakończyć na 7 sezonach...
Tak właściwie do tego zakończenia pasują słowa Carrie Bradshaw z "seksu w wielkim mieście", z odcinka 4x18:
"Stało się jasne, że nadeszła nowa pora roku. Może to błędy kształtują nasze przeznaczenie? Jak bez nich wyglądało by nasze życie? Gdybyśmy nie zbaczali z obranej drogi, może byśmy się nie zakochiwali i nie mieli dzieci? Zmieniają się pory roku a z nimi miasta. Ludzie wkraczają w nasze zycie i odchodzą. Tych, których kochamy, zawsze mamy w sercu. No i są przecież samoloty."
Za tłumaczeniem Comedy Central.
A o co chodzi z tą końcową sceną z tą babeczką co zamieszkała w domu Susan ? Mają robić nową generację desperatek z Wisteria Lane ?
Nie. Chodziło tylko o to, że "ludzie na Wisteria Lane się rodzą i umierają, wprowadzają i wyprowadzają, ale jedną i stała mieszkanką tej uliczki jest tajemnica, która zawsze wychodzi na jaw".
nie moge sobie przypomniec kim jest kobieta, ktora stoi razem z karlem i nora jak susan opuszcza wisteria lane. pomoze ktos? :)
Justine Bateman – Ellie Leonard, dilerka i była lokatorka domu Solisów (odc. 4.14 – 4.17 i 8.23; zastrzelona),
Osobiście uważam iż zakończenie jest taka jakie być powinno - życiowe. Po prostu pewne rzeczy i sytuację zmuszają nas do podjęcia takich decyzji, że coś się kończy nawet tak zażyłe przyjaźni. Możliwe że spotkały się nie raz ale to już otwarta furtka dla widza aby sam sobie dopowiedział jak mogło być. Chciało mi się płakać że to juz koniec po tylu latach oglądania tego serialu ale nic to. Życie toczy się dalej nie tylko dla bohaterek serialu. pozdrawiam
chyba żartujesz "przyjaciółki", które ryzykowały wszystko życiem, rodzinami itp ukrywając morderstwo nagle przestały się przyjaźnić i sobą interesować . I na końcu przyjaciółki mówiły że nie raz jeszcze sie spotkają po czym Mary Alice dodała że nie wiedziały jak bardzo się mylą albo nie było im to pisane coś w tym stylu z czego jasno wynika że sie olały, Dziękuję żegnam:D
BloodyMaja. W serialu nie powiedziano, że zerwały przyjaźń, TYLKO, że przestały grać razem w czwórkę w pokera. Odcinek odebrał przyjaźń jaką widzieliśmy w takiej formie jaka była dotychczas, lecz nie przekreślał jej w ogóle.
"- Szaleję za Wami, dziewczyny. Obiecajcie mi, że to nie ostatni raz kiedy gramy w pokera.
- Oczywiście, że to nie ostatni raz.
- Będziemy tylko musiały znaleźć czas.
- Z pewnością nam się uda.
Była to obietnica złożona z głębi serca. Jednak nie dane jej było zostać spełnioną."
Tylko tyle. Nie ma dalej słowa o tym, że się już nie spotkały. Susan i Lynette wręcz musiały się co jakiś czas spotykać, bo łączyła je wnuczka.
To że nie zagrały już w nigdy razem w pokera nie znaczy że się już nigdy nie spotkały. Musiały, chociażby jak pisze michu. Susan i Lynette, miały wnuczkę. Co do reszty to samo życie...
Jezu..
Zaczęłam od początku oglądać z siostrą. Jesteśmy w 4 odcinku 2 sezonu
No jest nie do zaakceptowania że tak się skończył serial. Liczyłam że wszystkie tam się zestarzeją i że pokażą jak stare grają w tego pokera.. A tu po tylu epizodach wszystkie wyjechały..
A Eddie to już po prostu nie mogę znieść że nie pokazali jej z bliska w tej jeździe samochodem z tymi duchami, uwierzcie mi lub nie ale sobie wyobraziłam pierwszą chwilę jak ją zobaczyłam jak wysiada z samochodu gdy Susan poszła do Mika pierwszy raz i poźniej to że na koniec pokazali ją tylko z oddali i to pewnie nawet nie ją.. NO SIĘ WZRUSZYŁAM..
Jak te ich życie się zmieniło.. normalnie polecam wam wszystkim oglądnąć jeszcze raz.
Gabby na początku była taka inna, a jak się zmieniła Tak samo Bree, szkoda że na koniec tak było mało Andrew i szkoda że nie został z tym Justinem, mam do niego słabość.. Ale fajnie że się z Bree pogodzili po tym wszystkim co przeszli..
Nie ma co, najlepszy serial jaki oglądałam i pewnie tak już zostanie.. Tęsknie za nimi, nawet nie wiecie jak.
Dokładnie, zgadzam się z Tobą... Serial pozostawia wielki niedosyt. Płakać mi się przede wszystkim chciało,że tak się skończył.. Zakończenie w ogóle się nie klei, a całe osiem sezonów potwierdza,ze tak jest:
Bree nie chciała wyjeżdżać, ani przeprowadzać się z Orosonem, bo ciężko jej było zostawiać przyjaciółki..
Gabi jak miała wybierać między Bree a Carlosem, wybrała Bree..
Jest wiele innych sytuacji, które są zaprzeczeniem samej końcówki.
Nie jestem w stanie zrozumieć nawet Susan, która po traumatycznych wydarzeniach, miałą wielkie wsparcie w swoich przyjaciółkach.. Julie będzie miała swoje życie kiedyś..
;(
Słowa Mary Alice: Jest taki rytuał, który moje przyjaciółki przestrzegają od lat. Raz w tygodniu spotykają się, by grać w karty i rozmawiać o ich życiu. Oczywiście, jest jeszcze inny aspekt tych spotkań, który nie jest związany z plotkami lub pokerem. Co każde siedem dni przyjaciółki przypominają podstawową ludzką prawdę – nie ma nic ważniejszego, niż przyjaźń która trwa, zwłaszcza w świecie, który domaga się zmian.
No cóż to chyba mówi samo za siebie, one po prostu dalej się przyjaźnią, ale nie grają w pokera, to przyjaźń jest najważniejsza...
Hej, specjalnie założyłem konto na filmwebie, aby włączyć się w dyskusję. DH oglądałem kiedyś na Polsacie. Nie wiem czy pamiętacie, ale leciały wtedy po dwa odcinki niedzielnymi wieczorami. Serial miło wspominałem, ale nie wgłębiałem się w niego zbytnio. Ostatnio natrafiłem na początki 7 sezonu na Fox Life i zacząłem oglądać w internecie odcinki od połowy 6 sezonu do końca 8. Zakończenie też mnie rozczarowało jak większość z was. Serial wiadomo z dobrą fabułą i ciekawymi wątkami, ale ja szukam często w filmie czy serialu morału, przekazu czy jakiejś wartości. Jeśli ktoś z was ma podobnie, to zapraszam do przeczytania moich przemyśleń i odpowiedzi.
Takowe przekazy i morały dostrzegłem w 7 i 8 sezonie. Małżeństwo Lynette i Toma rozpadło się, gdy za jej namową on zaczął gonić za pieniądzem, mimo że miał dobrą pracę. Natomiast Carlos zmienił swój tryb życia po sprawie związanej ze śmiercią Alejandro. Wszystko byłoby fajnie, ale jak dla mnie zakończenie obróciło to w typowy amerykański styl życia. Kariera itp.
Wszystko może i byłoby ok, ale po co Carlos chciał się zmienić. Zabił człowieka i chciał to w jakiś sposób odkupić swoim zachowaniem czy zobaczył może że jego życie skupia się tylko na zarabianiu kasy czy może tylko bał się więzienia? Chyba to trzecie, bo później pokazali w zakończeniu, że wyjechał z Gabi i ona robiła karierę. Nic nie było powiedziane o tym, aby dalej realizował się w swojej działalności filantropijnej. Tylko krótka gadka między nimi, że teraz jak ona będzie robić karierę, to już go nie zaniedba jak on ją kiedyś. Było to dla mnie takie płytkie. Tak jakby po tym co się stało w sprawie z Alejandro najważniejsze było, aby nikt nie trafił do więzienia, a nie że coś to zmieniło w ich życiu, bo chyba po to był wątek z Carlosem.
Druga sprawa którą opisze i poproszę o wasze opinie, to małżeństwo Lynette i Toma. Osobiście kibicowałem Tomowi aby związał się z Jane, ale czułem, że skończy się to happyendem i on wróci do Lynette. Wiem że wielu z was wzruszyło się tym powrotem, bo Lynette w serialu była współczującą osobą, wychowała piątkę dzieci itd., jednak ciągle strofowała Toma i ciągle było źle i ona cały czas była nieszczęśliwa, co sama podkreślała w serialu oraz to, że nie doceniała Toma. Wysłała go do lepszej pracy, aby robił karierę, ale nie było ok, bo nie miał dla niej czasu i nie mogła przełknąć jego sukcesu. OK. Rozumiem to trudna sytuacja dla małżeństwa i po tym jak się zeszli, to oczekiwałem, że zostanie pokazane to, że warto skupić się teraz na rodzinie i nie gonić za pieniądzem. Wrócili do siebie, a pogoń za kasą była jedną z przyczyn rozpadu małżeństwa. Tak to przynajmniej widziałem, ale w końcówce Lynette robi karierę i teraz już będzie spoko, bo będzie i tyle, bo Tom do niej wrócił i zrobi teraz wszystko, aby ona była szczęśliwa, a co z nim. Rozumiem, że on ma się tylko podporządkować.
Dla mnie końcówka nie ma związku z tym co było w serialu, nie mówiąc już o jakimś morale. Postać Susan, co prawda zagubionej i naiwnej, najbardziej mi się podobał. Ona zawsze dążyła do utrzymania rodziny, podejmując się nawet upokarzającej pracy, i to mi się najbardziej podobało. Na końcu pokazali, że chce się poświęcić dla córki, wyjeżdżając razem z nią i synem. Jedyne co mnie wkurzyło, to że nagle po śmierci Mike'a nie miała żadnych problemów finansowych. Jak on żył i oboje zarabiali, to mieli problemy, a jak zmarł to ona chyba tylko w tym przedszkolu pracowała i nigdzie już nie dorabiała, a przecież zdecydowała się wspierać siostrę Mike'a, a dodatkowo jeszcze być nianią dla swojej wnuczki. Nie wiem jak wysoka jest renta po zmarłym w USA i becikowe, ale trochę to nierealne się wydaje. Wiem, że wcześniej Susan i Mike mieli długi i dlatego tyle musieli pracować, ale ten wątek zakończył się trochę nierealistycznie.