Rozumiem, że Martin chciał nam powiedzieć - życie to nie bajka, życie nie ma sensu, każdy umrze w końcu, ale ta hekatomba postaci (ostatnią, z którą można było się utożsamić był Snow) świadczy o tym, że twórcy serialu nie rozumieją, że film to nie życie. W filmie, książce potrzebne są postaci istotne, które nie giną w połowie sezonu. No chyba, że Snow zmartwychwstanie, czego nie wykluczam. Mnogość postaci i wątków wydaje się tu potrzebne tylko do jednego - by dokonać nonsensownej ich rzezi. Nie kupuję tego.
Martin uprawia coś, co nazywam rabunkową gospodarką postaciami - młóci je bez sensu.
Nie zgodzę się.
Przede wszystkim Jon może zostać wskrzeszony (ale wolałbym nie). Po drugie taka fabuła jest wiarygodna, raz nie mamy nieśmiertelnych bohaterów (minus Bran, Tyriona i Dana ;P).
Ale fakt faktem są autorzy, którzy znacznie lepiej taką rzezią kierowali, dając lepsze i logiczniejsze efekty (choćby Erikson).