PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=112992}

Gwiezdne wojny: Wojny Klonów

Star Wars: Clone Wars
2003 - 2005
7,4 5,9 tys. ocen
7,4 10 1 5896
7,7 7 krytyków
Gwiezdne wojny: Wojny Klonów
powrót do forum serialu Gwiezdne wojny: Wojny Klonów

Wojny klonów to takie Gwiezdne Wojny 2.5, pomost między Atakiem klonów, a Zemstą Sithów. Mroczne Widmo i Atak Klonów okazały się rozczarowaniem, ponieważ bardziej koncentrowały się na akcji i efektach, niż na fabule i postaciach. Serial był dobrą okazją na naprawienie wielu poważnych błędów filmów. Niestety, poprawiono niemal nic. Fabuła właściwie nie istnieje - otrzymujemy raczej luźny zlepek misji jedi i bitew. Dialogów jest bardzo mało, głównie ograniczają się do przekrzykiwania się nawzajem i wydawania poleceń. Postacie nie są w ogóle rozwijane - nikogo nie poznajemy lepiej, każdy służy jako kolejny pretekst do scen walki. Na szczęście niektóre postacie w końcu się wykazały - Mace Windu i reszta jedi zamiast siedzieć i gadać, w końcu zaczynają walczyć. Sceny akcji prezentują się dobrze, zwłaszcza te z klonami i ostateczna konfrontacja z Grieviousem, ale walki jedi z droidami są kompletnie przegięte. Mace Windu w pojedynkę niszczy tysiące droidów, Yoda rozwala całe floty i czołgi - kompletnie przegięcie. To wszystko jest zupełnie niespójne z filmami aktorskimi. W Imperium kontratakuje szczytem możliwości było uniesienie X-Winga, a tutaj podnoszą sobie przynajmniej tuzin takich statków. Dlaczego w filmach Mace Windu nie był tak potężny jak w serialu? Do tego każdy jedi potrafi swobodnie latać, jak jakiś Superman. W filmach od czasu do czasu, jedi wyżej skakali, albo przyspieszali, ale tutaj wszyscy przypominają wojowników z Dragon Ball. Jeżeli taki Mace Windu i Yoda potrafią rozwalać całe wojska, czołgi i statki mocą, to poco im miecze? Mace Windu w kilku scenach walczy wyłącznie pięściami i wydają się dużo bardziej praktyczne niż miecz. Jakim cudem nie wygrali wojny? Twórcy starają się zbajerować wszystkim co popadnie, że po jakimś czasie nic nie robi szczególnego wrażenia. Serial nie rozwija postaci, nie ma fabuły, akcja momentami osiąga szczyt absurdu. Co jeszcze? Aha, nie ma muzyki Johna Williamsa. W napisach końcowych słychać jego słynny utwór, ale przez resztę czasu, będziemy słuchali marnych, tanich kopii ścieżki dźwiękowej z filmów. Voice acting jest niezły, mimo iż poza C3-PO nikt nie wraca z kinowej obsady. Animacja jest całkiem dobra - postacie co prawda mają groteskowe proporcje (długie szyje, kwadratowe głowy itd.), ale poruszają się płynnie, dynamicznie, a choreografia walk dopracowana. Wojny Klonów to po prostu rozrywka dla młodszych widzów. Klimatu starej trylogii nie znajdziecie, fabuła ogranicza się do kolejnych podbojów i oblężeń, nawet niezawodnej muzyki nie doświadczycie. Jeżeli jesteście wielkimi fanami marki, lubicie nawet nową trylogię, a chcecie koniecznie wiedzieć, co się działo między Atakiem Klonów, a Zemstą Sithów, to możecie obejrzeć. Wszystkie odcinki łącznie trwają jakieś 1,5 godziny, więc nie stracicie za dużo czasu.