Korzystając z dwóch anglojęzycznych kanałach YouTube zdołałem obejrzeć wszystkie 25 odcinków i nie wiem skąd ten zachwyt. Sam serial jest wszak eksperymentem antenowym mającym utrzymać w przerwach reklamowych hype między Epizodem II a III.
Styl graficzny jest dziwaczny i wygląda bardziej jak karykaturyzowanie postaci.
Jak na osobę, która dała nam Samuraja Jacka, Tartakovsky nie był w stanie uczynić scen walki zachęcającymi. Są one bowiem przepełnione twórczą megalomanią tak jakby twórca nie znał hasła "mniej znaczy więcej", co częściowo jest motywowane chęcią zamaskowania faktu, że odcinki trwają niecałe 3 minuty. Zbyt dużo myśliwców i żołnierzy oraz surrealistyczne sceny pościgów utrudniają koncentrację na wydarzeniach a nawet może wywołać zawroty głowy.
Genndy Tartakovsky nie potrafi również balansować na granicy "dla osób w wieku 7+" - ciężko stwierdzić czy klony giną czy tylko zostają uderzone, zaś zakrywanie przeciwników przez dym eksplozji tylko zwiększa poczucie dyskomfortu u widza. Dowodem megalomanii i absurdalności samych walk, mających zrekompensować tylko 3 minuty czasu, jest scena, w której jakiś dowódca Separatystów chełpi się, że jego siły pokonają setkę Jedi, dziwi się że atakuje tylko dwójka, a potem ta dwójka i tak go szybko niszczy.
Sama fabuła serialu koncentruje się w praktyce wyłącznie na wątku z Muunlist, któremu poświęcono z siedem mini-odcinków oraz na ex aequo bitwie o Corusant i przekształconej przez Unię Technokratyczną planetę Nelvaan, na których to koncentrują się 3 długie odcinki. Pozostałe wątki jak bitwa w wodach Mon-Calamarii, Kryształy Kyber na Illum czy spotkanie Asajj Ventress z hrabią Dooku nie wnoszą niczego do serialu. Nie rozumiem też dlaczego pasowaniu Anakina na rycerza Jedi postanowiono poświęcić osobny odcinek? Z powodu tego problemu z poprowadzeniem historii trudno jest mi mówić o spoilerach.
Serial sam przeczy zasadom Star Wars, co niektórzy próbują uzasadniać ówczesnym brakiem spójnego LORE prequeli. Anakin posiada droida innego niż R2-D2, który nadal towarzyszy Padme, myśliwiec Jedi z "Ataku Klonów" może dokonywać skoku w nadprzestrzeń bez specjalnego pierścienia, Yoda podróżuje z Padme jak zwykły ochroniarz, zaś Darth Sidious wygląda jakby miał próchnicę zębów. Nie zapominajmy też, że w bitwie o Muunlist walczą geonozjańskie statki zamiast droidów-sępów albo o nieustannym eksponowaniu przez Skywalkera swojej złotej protezy ręki.
Nie rozumiem czemu miało też służyć uczynienie z Dooku bezbożnika, który nakazuje zniszczyć kryształy Kyber. Czemu nie kazał ich po prostu ukraść ze względu na ich wysoką wartość energetyczną? O wiele lepiej pasowałby do nich Grievious, który był znany z pogardy dla wartości Jedi. Okropnie nielogiczne był też pomysł klona, by wyeliminować ścigającego windę z Palpatinem Grieviousa poprzez strzelenie do niego z wyrzutni rakiet, pomimo faktu, że był on tuż obok nich, zaś sam klon nawet nie wybił otworów w windzie dla wyrzutni.
Nie rozumiem też czemu widzowie uważają, że ta wersja Grieviousa jest lepsza niż w wersji z lat 2009-2020. Jego sceny walki z Jedi są równie absurdalne co pozostałe sceny walki, zaś on sam jest przedstawiany jedynie jako maniak walki. Normalnie można mu przypiąć łatkę najemnika albo "kolejnego blaszaka do zezłomowania" (tak określiła go Ahsoka widząc go po raz pierwszy), bowiem nie mamy żadnych wskazówek, że to generał albo jakakolwiek znacząca postać. Sam George Lucas określił go mianem „Terminator meets Count Orlok”.
Sam mini-serial niszczy też znaczące postacie. Durge pojawia się tylko w dwóch odcinkach i zostaje pokonany przez Obi-Wana już podczas pierwszego spotkania. Padme nie posiada instynktu samozachowawczego i jest zwyczajnie okrutna wobec C-3PO. Choć Yoda, najmądrzejszy i najsilniejszy Mocą Jedi, mówi, że sam da sobie radę z udzieleniem pomocy Luminarze Unduli i Bariss Offie Padme wychodzi na skutą lodem powierzchnię planety i używa droida protokolarnego jako mięsa armatniego dla ukrywających się droidów-zabójców. Skoro chciała się też widzieć z Anakinem to mogła po prostu go wezwać do siebie będąc wszak senatorką Naboo. Łażenie między tłumy obcych w zatłoczonej dzielnicy jest skrajnie nieodpowiedzialne, bo jeszcze ktoś ją zbije lub okradnie. Sam Anakin prawie ją zaatakował sądząc, że to szpieg Separatystów.
Serial nie umie też uchwycić klimatu wojennego, ani nawet sprawić by zależało nam na protagonistach. Separatyści przedstawiani są bowiem jako postacie niekompetentne, co najlepiej pokazują droidy-snajperzy z Muunlist, którzy nie są w stanie trafić do znajdujących się na widoku klonów-komandosów. Sami protagoniści mają okropnie widoczny plot-armour. Czerwony klon-dowódca mimo że prosi o wsparcie, ale chwilę później sam niszczy cały nacierający na niego oddział droidów. Wszystko to jednak blednie w porównaniu do Mace'a Windu, który niszczy całą armię superdroidów bojowych B2... gołymi pięściami oraz ujeżdża droida sępa niczym byka. Zmiażdżenie przez niego klatki piersiowej Grieviousa jest również antyklimatyczna, bowiem czyni to z niego pozbawionego honoru okrutnika. Mógłby on uszkodzić statek, ruszyć na ratunek Palpatine'owi albo chociaż pchnąć Grieviousa Mocą. On zamiast tego skazał cyborga na niebotyczne cierpienie, dodatkowo przecząc LORE, gdyż Grievious miał silną urazę wobec Obi-Wana nie niego! Sam przestałem uważać Republikę za frakcję wartą kibicowania w momencie kiedy, nie wiedzieć czemu, ostrzeliwała budynki cywilne na Muunlist. Sam Anakin sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział co to znaczy był wojskowym dowódcą, co pokazywały sceny jak nie reaguje on na znikanie/zabijanie klonów przez Ventress na Yavin IV (przejął się dopiero kiedy zniszczony został jego astromech) albo to, że dla zabawy przemknął się za tyły obleganej twierdzy by wykraść... dżdżownice i owady na posiłek.
Jedyną dobrą rzeczą jaka była w tym serialu był Nelvaan z ostatnich trzech odcinków. Sceny z przekształcaniem porwanych mężczyzn w pozbawione wolnej woli super-mutanty czy zabicie sadystycznych naukowców dają jakiś poziom mrocznego klimatu kina wojennego wybijającego się ponad komiczny surrealizm. Internauci wychwycili, że to była metafora społecznej izolacji wojennych weteranów. Dało się też zauważyć easter eggi do "Samuraja Jacka" w postaci symboli noszonego przez starszego wioski czy historia z wojownikiem korumpowanym przez swoją rękę dotkniętą wcześniej przez zwalczoną przez niego mroczną siłę. Ten wątek przygotowuje psychikę Anakina do Epizodu III równie dobrze co późniejsze "The Clone Wars".
Osobiście zawiodłem się na tym serialu, bowiem oczekiwałem ciekawej opowieści, a dostałem "Looney Tunes" w skórze Star Wars. Jesli jednak interesują Was eksperymenty formalne – 70 minut estetycznego szaleństwa, które nie próbuje udawać realizmu – możecie się na tym bawić. Ja jednak uważam, że należy ten eksperyment odłożyć na półkę i obejrzeć bardziej stonowaną animacyjnie oraz posiadającą zapadające w pamięć opowieści "Wojny Klonów" w wersji Dave'a Filoniego.