Wiele osób na forum zastanawiało się, "czemu serial o Willu Grahamie nosi tytuł Hannibal", dlaczego to wokół agenta wciąż kręci się fabuła. Obejrzałam dzisiaj ostatni odcinek serii, którego końcówka jasno pokazuje, kto tu ciągnie za sznurki. Od początku wiedziałam jedno - że postać Hannibala tylko wydaje się być drugoplanowa, jest to celowy zabieg. A w ostatniej scenie całej serii świetnie widać, że stoi za wszystkim, jego tryumfalny uśmiech skierowany do Willa to tak naprawdę przyznanie się do prawdy(przynajmniej dla mnie). Według mnie on aż chce powiedzieć "patrz stary, jak mi się ładnie udało wszystkich wykiwać". W sumie bardzo podoba mi się koncepcja twórców serialu, żeby ukryć główną postać za tłumem innych aktorów. Dla mnie doskonałe.
co do tego uśmiechu, to dla mnie to był bardziej uśmiech sympatii do Will'a niż triumfu, choc może poniekąd tez:)
dokładnie, uśmiechnął się po swojemu tzn dominowała w tym uśmiechu sympatia do Willa, dziwne to ale cóż, Hannibal nie jest typowym człowiekiem... ; ))
Raczej uśmiech sympatii i podziwu, że potrafił dostrzec, kim jest Lecter, i według mnie jeszcze tego, że Will był wyleczony. Hannibal niuchnął nosem wchodząc tam, i wydawał się zadowolony, że nie wyczuwa już zapalenia mózgu. Teraz gra jest bardziej fair, gdy Will odzyskał świadomość, i Hannibal jakby chciał się zmierzyć z jego potężnym umysłem wolnym od halucynacji.
Wracając do tematu, ja z kolei zanim zabrałam się za serial sądziłam, że będzie w większości o tytułowym Hannibalu, a reszta raczej w tle. Miła niespodzianka. Postać Hannibala nie jest w żaden sposób ograniczona, on czai się i wpływa na bieg wydarzeń, i tak powinno to było wyglądać, zanim Will się na nim poznał. Dobrze trafione.
Poza tym, niezależnie od opinii innych, serial wciągnął mnie dzięki postaci Grahama.