Ja pier... Owszem, serial wywarł na mnie mega wrażenie, lecz jest to głównie zasługą Mikkelsena, który w roli doktora Lectera jest fantastyczny (lecz to tylko moja opinia). Ale ta postać Willa i jego 'cudowne' metafory... Czy tylko mnie tak irytuje?! Książek jeszcze nie czytałem, dlatego szukam porównania w filmie z Willem w roli głównej (Edward Norton) i błagam, tam był poważnym śledczym, a nie jakąś ciotą z milionem beznadziejnych metafor. Wybaczcie moje słownictwo, ale niestety, tak działa na mnie serialowa postać Willa i nie jestem w stanie nic na to poradzić.
Co do Willa, to mi on nie przeszkadza (wręcz przeciwnie, lubię tę postać). Ale trzeba przyznać, że gada (zresztą nie tylko on) jakimiś poetyckimi metaforami. To pierwsze rzuciło mi się w oczy, że rozmawiają trochę tak... nieludzko. Ja przynajmniej nie wyobrażam sobie tak rozmawiać z kolegami (a zwłaszcza z pracy) w ten sposób jak rozmawiają ze sobą np. Jack z Willem.
Ale i tak to mój ulubiony serial, no cóż ;)
To dla porównania obejrzyj sobie Manhuntera (Łowcę) z Wiliamem Petersenem w roli Willa. Tam przepaść pomiędzy książkową postacią a tym czymś wykreowanym w serialu będzie jeszcze większa. No, ale przecież Hugh Dancy takie śliczne oczka ma i loczki i zarost, że się niektóre prawie masturbują przy tym :)
"No, ale przecież Hugh Dancy takie śliczne oczka ma i loczki i zarost, że się niektóre prawie masturbują przy tym :)"
To o mnie, jakby ktoś się zastanawiał.
Też mi te metafory przeszkadzają - Will sprawia wrażenie jeszcze bardziej walniętego. Ogólnie jakby tak z tym gościem spędzić dobę to można w depresję wpaść.
Mnie też Will wkurzał, ale tylko do szóstego chyba odcinka, w którym 'wcielał' się w Gideona. Był w tym świetny na prawdę. Jego "szszsz... szszsz..." długo nie wyjdzie mi z głowy. Od tej pory patrzę przez palce na jego pewne wnerwiające trzęsiawki. Akurat 'metafory' mi chyba nie przeszkadzały tak bardzo.
serial robi wrażenie m.in. pod względem scenografii, nietuzinkowych zbrodni i kreacji postaci, chociaż rzeczywiście postać Will'a według mnie jest niestety najmniej realistyczna/przekonywująca i może być dla niektórych nawet denerwująca. Ale i tak jestem zdania, że serial jest wart śledzenia, zwłaszcza ze względu na świetnie ukazaną postać Lectera i genialnego Mikkelsena ;)
Zgadzam się, wcześniej sądziłam, że Hopkins to jest to, ale jak zobaczyłam Mikkelsena to zmieniłam zdanie.
Ja sądzę, że Hopkins może się schować. Była to rola przełomowa jak na te czasy, inna, teraz już w historii kina, ale wiele się zmieniło. Dzisiaj rola typu Hopkins w Milczeniu owiec nie jest w żaden sposób wyjątkowa, kino zdążyło przekroczyć wiele granic.
A Mads? Hmm, moim zdaniem gdyby zagrał w filmie jako Hannibal nie pokazałby nic więcej poza psychopatą, który rzadko mruga. Serial daje mu jednak o wiele więcej możliwości, o wiele więcej scen, w których może pokazać swoje miny i swoje genialne spojrzenia. Mads gra tak, że Hannibal nie jest nudny, nie ma wiecznego bezemocjonalnego spojrzenia, on ma w sobie wiele, nie jest tylko zgrabnie ociosanym psychopatą.