Widzę duże podobieństwo między "The Following" i "Hannibalem". Oba niezwykle powierzchowne, z tą różnicą, że w pierwszym twórcy usiłowali wykorzystać odniesienia pseudoliterackie, w drugim - pseudopsychologiczne. Z obu wyszła pokraczna (każda na swój sposób) stylizacja na serial inteligentny. W obu wysiłki aktorów na nic się zdają, w pierwszym ocierają się o śmieszność dzięki absurdalności fabuły, w drugim zanudzają sztucznymi, wydumanymi dialogami, które ani nie zapadają w pamięć, ani nie ożywiają pretensjonalnie skrojonych postaci. "Hannibal" próbuje uwodzić stroną wizualną, a jednocześnie przytłacza widza okropną, zagłuszającą muzyką rodem z taniego thrillera. Nie ma mowy o intuicyjnym odbiorze treści. Nie ma mowy o prawdziwym klimacie (dla porównania weźmy chociażby "The Killing"). Snobizm, paplanina i barwne obrazki przemocy. Klasyczna papka owinięta w ładny papierek. Aż dziw, że tyle narodu łyka to i trawi, i łaknie więcej.