Mikkelsen gra fantastycznie. I na tym koniec pozytywów.
Koszmarny przerost formy nad treścią. Już w pierwszym odcinku krew aż wylewała się przy każdej możliwej okazji z ekranu, niezrównoważony agent ciągle pojawiał się w jej bryzgach kompletnie na siłę.
A sam początek najtragiczniejszy:
1. Morderca strzela w tętnicę szyjną, żeby ofiara umierała i patrzyła co jej zabiera - totalny idiotyzm. Jak można trafić w tętnicę szyjną z pistoletu, tak celowo...po drugie, wtedy umrze bardzo szybko.
2. Żonie przestrzelił kręgosłup i to tak, że czuła ale się nie ruszała - wykonalne dla dobrego neurochirurga ale na pewno nie za pomocą pistoletu.
Tak makabryczna bzdura, że ledwie się zmusiłem do dalszego oglądania - i fajnie, bo Mikkelsen gra doskonale.
Podpisuję się pod opinią - serial manieryczny, udziwniony do bólu, momentami wręcz męczący - największym kretynizmem było przeniesienie akcji do czasów współczesnych + zmiana płci/koloru skóry części książkowych i filmowych bohaterów. Piszę to jako miłośnik powieści Harrisa i filmów z Hopkinsem - niestety serial całkowicie zatracił atmosferę książek i filmów kinowych