Drugi sezon „Hannibala” – znacznie lepszy od pogubionej we własnej strukturze serii pierwszej – rozpętał się sceną walki o życie. Jej uczestnikami były postaci, które ponad rok temu nie miały żadnych powodów, by skakać sobie do gardeł. Tak oto zainicjowana została tegoroczna odsłona mało popularnego wśród telewidzów serialu NBC. „Hannibal” zaczął się zaskakująco i taki też pozostał przez trzynaście kolejnych odcinków. Oferta produkcji Bryana Fullera była bardzo bogata, a scenarzyści serialu zagwarantowali zainteresowanym mnóstwa rozrywki. Seria druga, wizualnie wyglądając co najmniej tak oszałamiająco jak poprzedni sezon, skupiła swoją uwagę na sugerowanym szaleństwie Willa Grahama (Hugh Dancy). Opierając się w dużej mierze na psychologicznym zwodzeniu Grahama przez doktora Lectera, serial zyskał wyrazisty i pochłaniający motyw przewodni. Poza osią konstrukcyjną scenariusza zgromadzono kilka bardzo frapujących bocznych wątków; do serialu wprowadzono tak kultowe indywidua świata Thomasa Harrisa jak Margot i Mason Vergerowie (boski duet Katharine Isabelle-Michael Pitt). Hannibal Lecter, bezbłędnie odtworzony przez Madsa Mikkelsena, przerażał nie mniej niż Anthony Hopkins w „Milczeniu owiec”, często w akompaniamencie innych spaczonych antagonistów. Trzymiesięczny maraton pomyślności zakończył finał sezonu, który porównać można tylko do najsłodszego orgazmu. Zresztą podwójnego! Ekipa Fullera odwaliła kawał nadzwyczajnej roboty.
hisnameisdeath . wordpress . com/category/podsumowania-roku (spacje)
Świetna recenzja, skuteczna przynęta. Wydaje mi się, że twòj blog zabierze mi bezpowrotnie bardzo dużo czasu :)
Jeśli nie nie masz na imię Śmierć, to może Mort, Mortimer?
Polecam się na przyszłość. Nie mam na imię Mortimer, chociaż bardzo mi się to imię podoba ;)
Oj... wiele godzin spèdzimy "razem". Nie wiem czy nie polegnę przed wpisami z 2013roku, ale postaram się być twarda. Szukam, jakby to powiedzieć... inspiracji, podpowiedzi gdzie szukać.
Mort, tak, to brzmi pięknie.
Notowania z 2013 nie są tak długie jak te sprzed paru dni. A 2013 rok uważam za bardzo udany pod względem horroru.
Z przyjemnośnią poczytam. Czy znajdę tego czego szukam? Nie Wiem...
Nie szukam strachu, nie chcę go sztucznie wywoływać poprzez sięganie do filmowej studni lęku. Ale potrzebuję pewnego impulsu, bodźca, by spojrzeć głębiej w siebie, wydobyć ciemność, przyzwać ją, nazwać. Poobcować z własnym lękiem, może oswoić, może nakarmić. A obrazy naładowane w taki specyficzny sposòb idealnie się do tego nadają.
Mortimer, mogę o Tobie myśleć Mort? Tak miło i łagodnie brzmi w myślach i czasem bywa Śmiercią i świetnie sobie radzi...