Mam ambiwalentne odczucia po obejrzeniu całej serii. Po pierwszych dwóch odcinkach byłam
kupiona. Tak hardkorowej przemiany w wilkołaka nie widziałam, zawiązanie wątków było
dobre. Ale z czasem, a właściwie gdzieś w połowie sezonu, pojawiło się mnóstwo dłużyzn,
zwyczajnie nudnych, pozbawionych akcji scen, wypełnionych niewiele wnoszącymi w moim
odczuciu rozmowami. Mam wrażenie, że siadło tu coś na poziomie scenariusza. Końcówka
sezonu, czyli od 10. odcinka, była w miarę dobra, ale z kolei ostatni odcinek, znów był strasznie
nierówny, z dziwnie rozłożonym napięciem. Z drugiej strony jednak te wszystkie hardkorowe
sceny były genialne - parę razy zdarzyło się, że musiałam odwracać wzrok, mimo że nie jedno
w serialach i filmach widziałam. :D No ale poza tym, że były świetne momenty, nie mam
poczucia, że oglądałam naprawdę dobry serial. Mimo że był klimat, bohaterowie byli
fantastyczni, zdjęcia cudowne, takie "w ramkę oprawić", to jednak te dłużyzny bolały.
I ostatni mój zarzut na tę chwilę - częściowa przewidywalność. Nie wiem, jak wy, ale prawie od
początku wiedziałam, skąd się wzięła ta ciąża i gdzieś w połowie serii domyśliłam się też, kto
zabija te dziewczęta. Choć z drugiej strony zastanawiam się, czy to mogło być nakręcone tak, by
nie można było się tego domyślić? A może te podejrzenia widza miały zostać potwierdzone?
Tyle że chyba w moim przypadku pojawiły się one nieco zbyt wcześnie. :(