Obejrzałem na razie 3 odcinki i uwiera mnie pewna rzecz, jak w tytule. Może zbyt nie znam realiów amerykańskich, więc analogie w Polsce są może nie na miejscu, ale czy byłyby aż takie różnice?
2 rzeczy, które mnie najbardziej ubodły z 2 i 3 odcinka:
- dymisja sekretarza stanu z powodu domniemania i opinii jakiegoś żula, ze 40 lat wcześniej coś tam napisał w jakiejś gazecie 2 zdania sprzeczne z aktualną linią polityczną? Jakby w PL miałyby takie standardy, to większość polityków musiałoby chyba wylatywać z rządu co miesiąc.
- realność procesu sądowego za śmierć nastolatki, która uderzyła w słup pisząc smsa na temat wieży ciśnień, której budowę popierał kongresmen. Serio takie absurdy w sądzie aż tam są? A jakby miała smsa o pogodzie, to by pozywali prezentera pogody?
Koleżanka mojej ciotki w USA wygrała w sądzie 40 tysięcy, bo oblała się wrzątkiem w Starbucksie- w USA pozwy lecą za wszystko, a wiadomo, kongresmen nie może sobie pozwolić na pozew sądowy (szczególnie Frank, który ma wysokie aspiracje i nie może sobie psuć opinii publicznej)
Sytuacja pierwsza też mnie zastanawia pewnie dlatego że niedawno oglądałem Newsroom i sposób przedstawiania informacji jest całkiem inny, tam źródło nie miałoby wiarygodności gdyby w przeszłości dostało byle mandat a już nie mówiąc o naćpanym nawiedzonym żulu. Dużo właśnie takich sytuacji jest pewnie dlatego że główny bohater dotrze do celu bez względu na wszystko. Dalej też będzie dosyć kuriozalna sytuacja a mianowicie sposób w jaki Frank wymusił zakończenie strajku.
Załóż sobie swój serwis do najeżdżania innych. To miejsce jest do dyskusji o filmach, a ty idź być chamski gdzie indziej.
Czy obrażanie innych sprawia Ci perwersyjną przyjemność? Bo wydaje mi się, że zacząłeś. Fakt, że się z kimś nie zgadzasz lub uważasz jego podejście za infantylne budzi w tobie niezdrową chęć zmieszania go z błotem?
No i pięknie. Jedno tylko pytanie, musiałeś być aż tak agresywny? Aborcja? Eutanazja? Bo ktoś ma wątpliwości co do realizmu ukazanych w serialu wątków? To jest forum dyskusyjne, a Tobie ewidentnie obca jest idea kulturalnej wymiany opinii, bez chamstwa i wycieczek osobistych. Sama wiedza (choć do Twojego wywodu też można się doczepić) niestety nie wystarcza, liczy się też sposób w jaki jest prezentowana. Może poza studiami amerykanistycznymi przydałby Ci się kurs internetowego sovoir vivre`u? Jak nie trolle, to chamstwo.... Źle się dzieje w państwie polskim. Tyle w temacie.
Ok, zacznijmy od początku. Płakać nie będę, adminowi się nie poskarżę, bo to i tak nic nie da. Jaki jest polski Internet każdy widzi, sami sobie wystawiamy świadectwo. To, że się chowasz za nickiem/awatarem daje Ci poczucie bezkarności na jaką nigdy byś sobie nie pozwolił w tzw. realu. Cóż, Internet to tylko narzędzie, chcesz je wykorzystywać w taki sposób, Twoja wola. Najwyżej jak przekroczysz "masę krytyczną" ludzie nie będą Ci odpisywać. Tak czy inaczej, nie mój problem, powiedziałam co miałam do powiedzenia w tej materii.
Przechodząc do kwestii merytorycznych. Każdy serial ma jakąś grupę docelową , "widza idealnego", do którego kierowana jest dana oferta. Nie inaczej w przypadku House of Cards. Zakładam, że twórcom serialu widzowie europejscy byli raczej obojętni, jako, że nie oni generują główne zyski stacji (tak, wiem w przypadku CoH zastosowano oryginalny sposób emisji serialu). Seriale amerykańskie zwłaszcza te dotyczące systemu politycznego/prawnego są często dla przeciętnych widzów europejskich średnio czytelne, ponieważ wspomniany system jest na tyle specyficzny, że dla niektórych praktyk czy/i instytucji brak po prostu europejskich odpowiedników. Powodować to może (i powoduje) sporo niejasności i obaw czy dana praktyka istotnie jest w kontekście amerykańskim możliwa. Prawdopodobnie dokładnie tak samo reagowali by widzowie amerykańscy oglądając polskie political fiction (a znając ich słabą orientację w kwestiach europejskich, poziom ignorancji przekroczyłby znacznie "tutejszych ignorantów"). Plus mamy do czynienia z filmem fabularnym, który z konieczności "podkoloryzowuje" realia, tak aby zachęcić widza do śledzenia perypetii bohatera. Inaczej mielibyśmy do czynienia z filmem dokumentalnym czy fabularyzowanym dokumentem, a tego część obecnych widzów HoC (tak amerykańskich, jak i europejskich) pewnie by nie łyknęła. I tu wracamy do sprawy fundamentalnej czyli pytania, czy możliwe jest aby "bajania" zapijaczonego dziennikarzyny zniszczyły karierę polityka amerykańskiego. I tak, i nie - zależy od kontekstu, rangi polityka, tego czego dana "afera" dotyczy, aktualnego klimatu politycznego (kursu jaki przybiera np. polityka bliskowschodnia) etc. Każdy polityk, który osiągnął pewną pozycję ma cały sztab wysokiej klasy specjalistów od kreowania szeroko pojętego wizerunku oraz nazwijmy to "zarządzania sytuacjami kryzysowymi". I kiedy taki kryzys się pojawia, ich zadaniem jest go zniwelować lub ograniczyć negatywne skutki. W historii polityki amerykańskiej byli politycy, którzy oficjalnie składali fałszywe oświadczenia vide Bill Clinton wychodząc obronną ręką ze znacznie poważniejszej sytuacji. Biorąc pod uwagę wszystko co napisałeś (a trudno nie zgodzić się z Twoją analizą znaczenia Izraela w polityce amerykańskiej tudzież siły lobby proizraelskiego) uważam całą sytuację za dosyć naciąganą. Tak, kandydat miał szansę wyjść z tej afery obronną ręką, ale twórcy nie dali mu tej szansy, ponieważ mieliśmy uwierzyć w omnipotencję kongresmena Underwooda i siłę jego makiawelicznego umysłu. Ba, dało by się "odwrócić kota do góry ogonem" i przekonać izraelskich sojuszników, że ów kandydat, właśnie pomimo "błędów młodości", może być dobrym rzecznikiem interesów Izraela w Stanach. Ale wtedy serial poszedłby w zupełnie innym kierunku.
Podsumowując, masz rację to nie jest forum amerykanistycznie. Tak, miałam w swoim życiu zawodowym do czynienia z szeroko pojętą problematyką amerykanistyczną. I tu jest "właśnie pies pogrzebany". Skoro to nie jest forum dla amerykanistów logiczne jest, że ludzie zadają pytania, które specjalistom z danej dziedziny mogą wydawać się "naiwne". To tylko filmwmeb a nie seminarium doktorskie z problematyki prawnoustrojowej, amerykańskiego systemu politycznego etc. Ostatni omnibusi odpłynęli w siną dal wraz z epoką Renesansu. Zawsze mnie uczono, że nie ma głupich pytań są tylko głupie odpowiedzi. Widać nie wszyscy tak myślą. I na koniec, nie mam ochoty ani Cię obrażać, ani obrzucać błotem. Zamierzasz to zrobić, szkoda Twojego czasu i energii. Chyba, że chcesz dalej dyskutować, wtedy no problem.
House of Cards akurat zżynką... remakiem serialu brytyjskiego jest, więc kwestia jego amerykańskości stoi pod pewnym znakiem zapytania. ; ) Tak całkiem na boku.
Słuszna uwaga :). Pytanie tylko w jakim stopniu Amerykanie podrasowali serial na własne potrzeby, a na ile posiłkowali się brytyjskim pierwowzorem. Niestety nie widziałam wersji brytyjskiej więc nie mam nic do powiedzenia w tej materii.
A widziałaś ten brytyjski?
Bo HoC nie mogłam oglądać, za dużo przerysowań fabularnych, no i ta maniera tłumaczenia widzowi co też bohater, zamierza lub co też miał na myśli, była dla mnie nie do zniesienia.
Co do dymisji, to nie zdawałem sobie sprawy, że w USA, jest aż taka pedantyczna dbałość "krystaliczności" kandydatur. Po prostu patrzę na to przez optykę polskiej sceny politycznej, gdzie media nieraz wyciągają o wiele większe grzechy politykom, i zazwyczaj nic im się nie dzieje poza chwilową burzą medialną. Kwestia zmiany poglądów w istotnych i też by się wydawało fundamentalnych kwestiach też u nas raczej nie jest przeszkodą, choćby warto wspomnieć, jak czasem niektórym politykom wypomina się to co kto pisali lub głosił w okresie PRL, a jakoś przeszkodą w kontynuowaniu kariery dla wielu to nie jest. Ale rozumiem, polska specyfika jest specyficzna ;) i nie należy patrzeć przez jej pryzmat.
Zdaję sobie sprawę ze specyfiki podejścia polityki USA do Izraela, ale uważam, że Twoje porównanie do kłamstwa oświęcimskiego jest nieadekwatne. Bo jednak grubszym kalibrem byłoby zanegowanie faktu historycznego związanego z ludobójstwem, a wyrażenie zdania na bieżący wątek polityczny. Jak już przywołałeś wątek niemiecki to proszę bardzo, kilkanaście lat temu niemieckim MSZ został Joschka Fischer i pamiętam, że było głośno wtedy w mediach, nie z powodu jakiegoś tam jednego artykułu, a działalności w skrajnych organizacjach a charakterze rewolucyjno-marskistowskich, jakieś sprawy napaści na policjanta, kontaktów z lewicowymi terrorystami i co? A nico? Był MSZ przez pełna kadencję.
Poza tym, wracając do dymisji, wspomniana kwestia wiarygodności źródła. Czy w USA faktycznie istotniejsze w polityce jest słowo jakiegoś pijaka żyjącego w przyczepie i prowadzącego wywrotowego bloga niż poważnego polityka w kwestii poglądów tego polityka?
Co do procesu to zdaję sobie sprawę, że w USA nieraz na wokandzie są absurdalne sytuacje, ale ta wydaje mi się absurdalna do kwadratu. Coś na zasadzie, jakby mijać np. punka na ulicy, spojrzeć na jego irokeza, potknąć się, złamać rękę i pozwać tego punka o odszkodowanie że to, ze jego fryzura rozproszyła uwagę poszkodowanego. Przy czym w serialu ten absurd był do sześcianu, bo powodem wypadku był czyn zabroniony prawem, czyli pisanie smsa w trakcie jazdy. Albo inaczej jakby poszkodowana pisała w tym smsie w trakcie wypadku, że w Mac Donalds jest niedobra kawa, to miała by podstawy by pozwać restaurację o odszkodowanie?
Podsumowując ja nie neguję faktu tabloidyzacji mediów, że jakiś proces narobiłby niepotrzebnego szumu politykowi. Tylko, że opisana sytuacja wydaje mi się zbyt absurdalna, by jakikolwiek sąd miałby się tym zajmować, a polityk przejmować.
Serial nie przerasta moich zdolności pojmowania, bo rzeczy które mi wyjaśniłeś znam i zdaje sobie z nich sprawę. Nie mogę tylko stwierdzić na ile te sytuacje oddają rzeczywistość, a na ile są wesołą fantazją twórców. Stąd moje pytanie na ile takie sytuacje mogłyby być prawdopodobne. Osobiście obawiam się, że scenarzyści w przedstawieniu pewnych trendów posunęli się za daleko. Nie zadawałbym tych pytań, gdyby w fabule zarzuty dotyczące dymisji związane z krytyką polityki Izraela miały bardziej wiarygodne źródło, lub były cięższe, a kwestia zamiecenia pod dywan sprawy wypadku miałaby mniej absurdalne postawy.
A serial oglądam póki co bo mnie interesuje tematyka i bardzo dobrze jest zagrana postać głównego bohatera, podoba mi się pomysł z komentarzami w stronę widza, dobra w serialu jest muzyka. Z minusów natomiast: jest to jak na razie "teatr jednego aktora", pozostałe postacie są mało wyraziste i stanowią tło. Poza tym brakuje mi w tym serialu napięcia, jakiś przełomowych, nieoczekiwanych zwrotów w fabule, które zmieniają nieoczekiwanie sytuację i powodują u widza domysły i spekulacje. Póki co kolejne odcinki widzę w schemacie: pojawia się jakiś problem natury politycznej, lub okazja do zebrania na kogoś haka lub zrobienie intrygi - Frank wysyła ludzi/przekazuje komuś jakieś informacje coś zleca, pętla się zaciska, misja udane, 1-0 dla Franka. Trochę to przypomina mecz piłkarski, tu podanie, tam drybling, pułapka ofsajdowa, kontra i gol, po czym w kolejnym odcinku podobny schemat tylko w innych okolicznościach. Póki co oglądam dalej, a moja ocena też może się zmienić.
zgadzam sie, sprawa pozwu o sms jest bzdurna do kwadratu. Problem jest nie w tym, ze kongresman moze przegrac, bo oczywisce ze te sprawe wygralby nawet bez adwokata. Chodzi tylko I wylacznie o unikniecie glupawych rozpraw, ktore nie tylko sa czasochlonne ale i absorubujace uwage spoleczna na temat ktory jest niewarty uwagi.
Dlatego musial to rozwiazac polubownie. Jak widac z serial, cala sprawe rozjutrzyl jego rywal bazujac na szoku I rozpaczy rodzicow. Szczerze, jest to calkiem prawdopodobne, bo wiekszosc tych ludzi nie ma honour badz sa zdesperowani I szukaja dziury w calym.
Ja przytocze rowniez absurdalny przypadek. Kiedys jechalem w autobusie pelnym ludzi, bylo to oczywiscie w stanach. Na przystanku wszedl pijany gosc I przewrocil sie na podloge. Ludzie zaczeli sie odsuwac. Probowal wstac ale szlo mu zle. Kierowca nawet nie ruszyl z miejsca. Zadzwonil na policje. W trakcie probowalem mu pomoc, jako jedyny z calego grona ludzi ktorzy stali badz siedzieli nieopodal I nie ruszyli palcem.
Gdy pomagalem, patrzyli sie na mnie jak na idiote. Wreszcie, nagle ktos dotknal mojego ramienia I powiedzial zebym natychmiast opuscil autobus. Byl to moj kolega z uczelni, amerykanin. Bylem w szoku. Nie wiedzialem co sie dzieje.
Myslalem ze chodzilo o to ze moge sie zarazic badz cos w tym rodzaju. A on wytlumaczyl mi ze ludzie obawiaja sie pomagac pijanym, bo jak podniesiesz go a on upadnie I zlamie sobie na przyklad reke, to jestes udupiony na maksa.
Szok? Dla mnie tak. Okazalo sie ze bylo takich przypadkow wiele gdzie ludzie ktorych intencja byla pomoc, byli podawani do sadu za byle glupstwa. Stany...eh.
1. Ten człowiek nie był sekretarzem, tylko kandydatem na sekretarza. Nikt go nie odwołał, tylko zrezygnowano z jego kandydatury, bo powoływanie na sekretarza człowieka, wokół którego wybuchnął skandal (artykuł był tylko początkiem, sytuacja się rozwinęła, udzielił kilku skandalicznych wypowiedzi) byłoby cokolwiek nierozsądne.
2. w Stanach to norma, a takie sprawy ciągną się w sądzie latami i wyciągane są przeróżne brudy. Sytuację z pozwem wymusił konkurent i zagorzały przeciwnik Franka, który upatrzył sobie w tym szansę na zniszczenie go.