czytając tutaj komentarze dochodzę do kilku wniosków
- ludzie wymagają tutaj nie wiadomo czego. Wiadomo każdy by chciał żeby serial był śmieszny do
ostatniego odcinka ale skoro jest już to ostatni sezon i zostało ich tylko 7 to trzeba powoli kończyć
zaczęte wcześniej wątki a jeśli o mnie chodzi to nie wiem jak w sposób komediowy zakończyć
wątek T&R kiedy cała historia jest dość mocno dramatyczna
- Wątek Marszala i jego zakończenie trochę naciągane ale czy w życiu nie zdarza się czasami tak
że po kłótni jedna osoba wychodzi ale po przemyśleniu swojej sytuacji wraca i naprawia
sytuację? Otóż zdarza się i jest to dość realistyczne aczkolwiek te duchy trochę naciągane
- Jeśli chodzi o wisiorek- obstawiam że będzie niespodzianka i że w ostatnim odcinku Ted
wręczy wisiorek dla Robin bo pewnie rzuci się po niego albo jakąś inną akcję wymyślą
- Wątek z Barnejem mogli trochę wydłużyć a jak ktoś twierdzi że aktorzy grali sztywno... cóż każdy
ma prawo do swojej opinii ale moim zdaniem wypadli dobrze ponieważ tacy właśnie mieli być...
Sztywni, skrępowani i zachowywać się jak małolaty nie znający się na życiu trafiający na
nauczyciela który nauczy ich jak żyć...
- Ogólnie wg mnie odcinek całkiem przyzwoity z dobrym zakończeniem, może poza latającą
Robin (a może Ted był na haju??? :)) w sumie dobrze że serial się kończy ale żal będzie nie
oglądać całej paczki w kolejnych odcinkach....
Zgadzam się. Mnie też zadziwiają niektóre opinie, zwłaszcza te wyrażające niechęć do wątku Teda i Robin. Trzeba po prostu zrozumieć, że wątek niespełnionej miłości Teda do Robin stał się w pewnym sensie jednym z głównych filarów scenariusza. Jak można mieć pretensje, że "wątek się ciągnie bla bla bla" skoro o to właśnie chodzi, że Ted mimo wszystkich swoich związków i mimo innych związków Robin (również tego z Barneyem) wciąż czuje do Robin więcej niż przyjaźń. Analizowanie ich zachowania wobec siebie po to, żeby wytknąć scenarzystom niekonsekwencje jest bez sensu. Ted jest najlepszym przyjacielem Robin, więc gesty takie jak złapanie za rękę, przytulenie, są z jej strony gestami przyjacielskimi (co swoją drogą osoba zakochana może odbierać jako nadzieję). Ale pisanie, że "Robin lgnie do Teda a potem go odrzuca" to już na wyrost.
Jeśli chodzi o motyw balonika i doszukiwanie się realności. Ludzie to nie jest dokument! Ten serial zawsze pokazywał metafory, wyobrażenia bohaterów, przyszłość i przeszłość, fantazje etc.
Każdy z bohaterów jest jakiś i każdy ma swoje cechy szczególne, postaci są wyraźnie zarysowane i mają pulę swoich wad i zalet (dlatego wg mnie ten serial jest tak dobry, bo pokazuje radosne i smutne chwile).
No właśnie. Przecież gdyby porzucili wątek Teda i Robin kilka sezonów temu to cały serial straciłby sens. Bo to właśnie miłość do Robin przyczyniła się do poznania matki, dlatego opowiada akurat od tego momentu.
Nie wiem czemu ludzie czepiają się balonika. To bardzo ładna metafora.
A serial dzięki temu, że trochę spoważniał od 5 sezonu moim zdaniem jest lepszy. Uwielbiam momenty, gdy ten serial wprowadza bardziej dramatyczne, wręcz smutne motywy. To sprawia, że cała historia nabiera głębi, a nie jest tylko opowieścią o randkowaniu i zaliczaniu lasek.
Ted narrator w tym odcinku często wtrącał słowo "kłamca". Ted oszukał Robin mówiąc, że nie rozmawiał z Victorią, Stellą, Jeanette. Myślę, więc, że ta sprawa wisiorka też może być trochę przerysowana, niedokończona. Po tej całej przemowie Teda i patrząc na jego minę i znając jego charakter, założę się, że nie odpuścił i wyłowił go. Gdyby tego nie zrobił, nie byłby sobą. Ted powinien być z Robin. Mimo, że bardzo lubię matkę to jednak Robin to... Robin. Od tylu sezonów ciągną ten wątek, ciągle do niego wracając. Po prostu scenarzyści zwalili sprawę, Robin nie pasuje ani trochę do Barney'a, Ted zawsze był na jej zawołanie, to co zrobił w pierwszym sezonie kiedy wywołał deszcz, skradł niebieski róg i potem pocieszył ją dekorując mieszkanie świątecznymi lampkami. Barney nigdy nie zrobił czegoś takiego dla niej, a wręcz przeciwnie. Brał jakieś durne lekcje od Teda dotyczące Robin, zamiast porozmawiać z nią jak w dorosłym związku i samemu postarać się ją poznać, potem oszukał ją, że zniszczył Playbook, mimo, że Jeanette spaliła kopię okazuje się, że miał jeszcze kilka stron, które dał tym przypadkowym typom i na pewno nie było to ostateczne pożegnanie z tą księgą. Do tego manipulował nią, żeby ją zdobyć. Te całe oświadczyny na dachu budynku telewizji mimo, że wzruszające bardzo naciągane. Robin mówi Barney'owi, że nie chcę go znać i nie ma szans żeby do siebie wrócili, a po paru sekundach przyjmuje oświadczyny i rzuca mu się w ramiona... Do tego zerwała z Tedem, bo nie chciała brać ślubu i nie chciała mieć dzieci, a tu w cudowny sposób jednak zmieniła zdanie i bierze ślub i przekonuje się do dzieci, których jednak nie może mieć. Cała ta historia jest pokręcona, miejscami widać wręcz, że scenarzyści sami nie wiedzieli do końca jak to poukładać, bo niektóre wątki nie trzymają się kupy. Co do balonika z ostatniego odcinka, to zamysł był dobry, ale wykonanie tej sceny już żałosne. Niesmak po niej uratowała następna scena, kiedy Ted zapytał Robin czy podczas ich pierwszej randki chciała żeby ją pocałował, dobrze że wrócili do tego.
Barney napisał Playbooka w klubie ze striptizem - zwróć uwagę, że jak siedzi z tymi kolsiami przy stoliku i oni się jarają, że są w Strip Clubie, on coś pisze na karteczkach. Właśnie to im wręcza nad ranem na imprezie.
Jeśli chodzi o Robin to pisałam już w jakimś innym wątku, że już w pierwszym sezonie Barney ją podrywał, przypomnij sobie odcinek, kiedy została jego skrzydłowym - piła szkocką, paliła cygara, założyła garnitur :) Wg mnie od początku było widać, że oni do siebie pasują, ponieważ mają podobne podejście do życia. Zdecydowanie nie uważam, że jest to wątek stworzony w biegu, na kolanie.
Ted chce stabilizacji w klasycznym znaczeniu tego słowa - żona, dzieci, domek z ogródkiem, dwa psy itp. :) R&B nawet jeśli biorą ślub, to nie jest to tak tradycyjny model życia jakiego chciałby Ted.
Wiem. Potem Robin zaprosiła Barney'a do siebie bodajże na grę w scrabble, a on to odebrał po swojemu czyli jako zaproszenie na seks. Ogólnie ten wątek podobał mi się bardzo i nie miałbym nic przeciwko parze B&R gdyby zachowywali się właśnie tak jak wtedy. Teraz oni już nie są sobą. Robin to wiecznie rozdarta nastolatka, a Barney przesłodzony pantofel, kiedy są razem to jest nie da się na nich patrzeć, są tak sztuczni... Może i Ted ma inne podejście do życia, ale nie zmienia to faktu, że zawsze mogliby pójść na jakiś kompromis i doszliby do porozumienia, a Robin to olała. Dziwie się, że jej nie wygarnął tam na plaży, bo to przez nią sabotuje swoje związki i jest ciągle nieszczęśliwy. Co do Playbooka to nie zauważyłem jak Barney coś piszę, ale jakim cudem zdążył w tak krótkim czasie wytrzeźwieć z poziomu kompletnego zalania do poziomu lekkiego podpicia. Przecież jeszcze dosłownie jakieś 2h wcześniej był tak zalany, że nie był w stanie podnieść się z krzesła i przejść kilku kroków, a teraz nagle doszedł sam do Strip Clubu i jeszcze nabazgrał kilka punktów z Playbooka na serwetkach.