Po głębszej analizie można stwierdzić - przy założeniu wiary w życie po życiu i wieczną miłość ;), że takie zakończenie jest najbardziej romantyczne z możliwych. Na końcu Ted jest z Robin a Tracy spotka znowu swoją wielką miłość, którą tragicznie straciła :)
Taaaa, a potem Ted i Robin umrą i będą we czwórkę grać w brydża to nieskończoności. To zakończenie pokazało, że 9-cio sezonowe porównywanie HIMYM do Friendsów jest totalnie nieuzasadnionym nadużyciem.
Zakończenie w HIMYM jest bardzo życiowe, może trochę źle wykonane, bo powinno być tak jak planowano pierwotnie po 5 sezonie, bez rozwlekania historii na kolejne sezony. Albo ostatni sezon powinien być bardziej rozbudowany o pokazanie historii po ślubie R&B i tego jak to wszystko dalej się ułożyło, aż do finału.
Jeśli oceniać tylko pierwsze sezony i dodać do nich zakończenie to w mojej opinii serial jest lepszy od Friendsów.
Wg mnie nic lepszego niż Friends nie powstało, przede wszystkim jeśli idzie o poziom żartów.
Dla mnie również Friendsów nic nie przebije, ale gdyby to zakończenie miało miejsce trochę wcześniej i darowaliby sobie zapychacze to HIMYM byłoby naprawdę tuż tuż i serialowi nie brakowałoby wiele do Przyjaciół.
A wracając do tematu to też uważam, że to zakończenie jest bardziej romantyczne niż standardowe z happy endem (czyli gdyby wszystko zakończyło się mniej dramatycznie) :)
Może to też jest kwestia pokoleń, klimat HIMYM jest mi bliski, bohaterowie to właściwie moi rówieśnicy więc lepiej czułem ten serial, a Friendsów widziałem jak byłem nastolatkiem więc to nie to samo. Trochę jak z muzyką, każde pokolenie ma trochę inną i ma swoich ulubieńców z swoich czasów. Nie zmienia to faktu, że niektóre seriale (muzycy) są ponad czasowi, ale lepiej się czuje to co jest bliższe ciału i swojemu wieku. Podobnie było z Różowymi latami 70, ten serial też mi się bardzo podobał bo byłem świeżo po lub w trakcie ogólniaka jak go oglądałem, więc sentyment był większy niż do zbliżających się do 30 lat Friendsów.
Dlatego każdy może mieć innych faworytów.
Ponadto zarzut niektórych, że serial HIMYM był za mało komediowy w porównaniu do Friendsów, jest dla mnie akurat zaletą :) kiedyś trzeba trochę spoważnieć, a ten serial nie unikał trudnych tematów.
Ja nawet jeszcze nie dobiegłam do wieku friendsów:D a Tym bardziej HIMYM. Ale wolę ten pierwszy serial- przede wszystkim dlatego, że mogę wracać do niego bez końca i jest.. uniwersalny. Natomiast bohaterowie HIMYM zacznali mnie już powoli męczyć:/
Ostatnie sezony w HIMYM też mnie męczyły (a ta Stella to totalna porażka) mogli skończyć wcześniej tak jak planowali, bez wydłużania na siłę, lepiej wyszłoby to serialowi i historia Teda z Robin była by bardziej wiarygodna po pierwszym związku jej z Barney, no ale kasa :)
Nie byłabym pewna czy to kwestia pokoleń ;). Ja jestem młodsza zarówno od bohaterów Friends jak i HIMYM, ale Friends to serial który na wyrywki oglądałam już w dzieciństwie, ale dopiero kiedy obejrzałam go po raz pierwszy w całości- mając ok 20 lat zakochałam się w nim całkowicie ;). Jest to serial do którego ciągle wracam- mając chandrę włączam sobie poszczególne odcinki i nigdy mi się nie nudzi. Może było kilka słabszych momentów,mniej lubianych przeze mnie wątków czy bohaterów, ale ogólnie serial trzymał bardzo wysoki poziom przez cały czas i za każdym razem jak oglądam ostatni odcinek ronię kilka łez.
HIMYM też jest super, niektóre odcinki są boskie a sceny wręcz kultowe. Dzięki historiom Barney'a bardzo fajnie zostały pokazane różne zasady randkowania czy relacje między ludźmi. Teoria Syreny, Efekt Cheerlederki, ludzie na haku, Blitz, czekanie 3 dni- to wszystko się sprawdza w życiu a przez nich zostało to fajnie pokazane i nazwane i za to kocham ten serial, niestety w ostatnich sezonach bardzo obniżył się poziom dlatego dla mnie Freindsów jak dla mnie nigdy nie dosięgnie.
Ja tak samo robię z Friends, jak mam wolną chwilkę to włączam sobie jakikolwiek odcinek i zawsze świetnie się bawię :) Nie lubię tylko tego motywu z przerwą u Rosa i Rachel, podczas której Ross przespał się z laską od ksero ;) Za to finału Friendsów nie oglądam zbyt często bo mnie rozkłada na łopatki, strasznie mnie wzrusza.