PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=221833}

Jak poznałem waszą matkę

How I Met Your Mother
2005 - 2014
8,0 209 tys. ocen
8,0 10 1 208742
7,1 23 krytyków
Jak poznałem waszą matkę
powrót do forum serialu Jak poznałem waszą matkę

Zakończenie serialu było dla mnie niejasne. Dlatego postanowiłem zacząć wszystko od początku.
Codziennie oglądałem co najmniej sezon i nie nudziłem się w ogóle. No dobra, może z wyjątkiem sezonu
9... Spędziłem godziny przy tym serialu i jestem teraz w miarę świeżo.

Na samym początku chciałbym dodać, że scena z dziećmi w ogóle nie pasuje do zakończenia. Nie zgodzę
się, że to jest historia o tym jak Ted się zakochał w Robin. Fakt, historia wokół Robin kręciła się przez
jakieś 2 sezony. Scena z dziećmi też była kręcona w tym czasie, ale fabuła się później rozwinęła w dużym
stopniu. To jest historia o piątce przyjaciół, która trzymała się ze sobą na dobre i złe. Miała szczęśliwe
momenty, pełno zabawy. Było też wiele bólu. Ted swoim dzieciom opowiadał o najlepszych chwilach
swojego życia, jego przyjaciół.

Świetnie jest przedstawiona droga Teda, który poszukiwał prawdziwej miłości od lat. Niepoprawny
romantyk, który marzy o idealnej żonie, dwójce wspaniałych dzieci. Jego marzenie się spełniło, jednak
wcześniej odczuł podczas tego wielkie cierpienie. Życie dało mu mocno w kość.
HIMYM to nie tylko serial, przy którym można się pośmiać, ale jakotako pokazuje życie i uczy. Narodziny
dziecka, śmierć bliskich, pozostawienie przed ołtarzem czy poszukiwanie miłości.

Ale przejdźmy do zakończenia. Scenarzyści naprawdę zaskoczyli wszystkich. Jednak zacznę od
najważniejszego wątku:
1. Ted & Tracy - moim zdaniem między nimi była miłość życia. Ted, który wierzył w przeznaczenie, po wielu
niepowodzeniach w końcu znalazł dziewczynę, którą mógł nazwać "tą jedyną". Tracy również była po
przejściach. W młodym wieku straciła ukochaną osobę i możliwe, że by go poślubiła. Jednak tego nie
wiemy. Ale wiem jedno. Ted kochał Tracy nad życie, a Tracy kochała Teda nad życie. Wzruszający w
sezonie 8 był moment, kiedy Ted mówił dzieciom, że chciałby spędzić z Matką te dodatkowe 45 dni i słowa
"I'm always gonna love you, till the end of my days and beyond." Również ona powiedziała, że Ted jest
miłością jej życia. Byli prawdziwie bratnimi duszami, niezwykle do siebie pasowali. Wiedzieli o sobie
wszystko, nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Żałuję, że było tak mało scen z przyszłości w sezonie 9,
ale gdy widziałem ich razem to aż takiemu draniowi jak ja robiło się ciepło na sercu. Bo sam chciałbym
poznać taką kobietę. Również chciałbym pogratulować scenarzystom za cudowny obraz Matki. Cristin
Milioti odwaliła kawał porządnej roboty. Jej delikatna uroda idealnie wkomponowała się do postaci Matki z
charakterem pasującym do skrawków opisów z poprzednich sezonów.

2. Barney & Robin - między nimi również była prawdziwa miłość. Również byli bratnimi duszami, którzy
mieli odmienny punkt widzenia na świat, niż inni, ale pasowali do siebie o wiele bardziej niż Robin & Ted.
Czytałem opinię, że Barney tak naprawdę się nie zmienił. Nieprawda. Jego metamorfoza zaczęła się już
od sezonu 6, gdy zbliżył się do ojca. W końcu to on był jego wzorem i chciał się ustatkować, jak ojciec.
Poznał Norę i Quinn, dzięki którym uświadomił sobie, że jego prawdziwą miłością jest Robin.
Nie zgodzę się z faktem, że Robin była egoistką. Może się tak wydawać, jednak gdy przez te 9 dni
oglądałem serial, to widziałem jak wiele poświęcała. Nietylko dla przyjaciół, ale dla Dona (odmówiła
Chicago), Kevina (kazała mu poważnie zastanowić się nad zaręczynami), czy też samego Barneya,
któremu dała wybór i nie chciała żeby był nieszczęśliwy przez te wyjazdy. Fakt, nie spodobał mi się szybki
rozwód, ale cóż, zrobili to z miłości.

3. Lily & Marshall - nikt nie zaprzeczy, że jest to wspaniała para, która dała pozostałym bohaterom
motywacje do działania. Byli wzorową parą, od której można się uczyć nawet w prawdziwym życiu, chociaż
rzeczywistość nie jest taka kolorowa. Nie muszę się wiele o nich rozpisywać, bo wszystko jest takie
oczywiste.

Uśmiercenie Matki było dla mnie, jako fana, bardzo bolesne. Sam wcześniej byłem przeciwko ponownym
związaniu się Robin z Tedem, ale wreszcie zrozumiałem. Robin nigdy nie zastąpi Tedowi Matki, według
mnie ona dla Teda jest taką nagrodą pocieszenia. Przypomnę, że w 2030 roku bohaterowie mają ponad
50 lat, a Robin przez wiele lat była samotna i z pewnością ta samotność jej dała w kość bardziej niż
Tedowi. Miłości nie da się tak po prostu pozbyć. Ted i Robin byli bardzo blisko siebie przez 8 lat. Z
własnego doświadczenie wiem, że nawet po odkochaniu się, to przebywanie obok tej osoby powoduje
jedynie otwarcie starej rany. Pamiętacie jak było między Tedem i Victorią? To jest prawie to samo. A skoro
Robin przychodziła na obiady do Teda i dzieci to nic dziwnego, że uczucie ponownie odżyło. Nie bez
powodu również Victoria i Stella nie życzyły sobie jej obecności. Poza tym, oglądając kilkanaście godzin
dziennie serial, wiele razy mi się przewinął powracający wątek obietnicy, że jeśli Ted i Robin po
czterdziestce nadal będą sami to się zejdą. Dlatego ich zejście się mnie nie zdziwiło. Oboje stracili miłość
swoich żyć - Ted stracił Tracy, a Robin pozwoliła odejść Barneyowi, któremu urodziło się dziecko i
prawdopodobnie związał się z numerem 31.

Sorry, że robię to w nowym temacie, ale chciałem to opisać z mojej perspektywy. Ale ponownie oglądając
HIMYM wreszcie zrozumiałem zakończenie. Choć scenarzyści mogli to rozegrać lepiej, to i tak nie było źle.
Bo jest happy ending, a zakończenie serialu nie jest tak spalone jak w That 70s Show. Przez te 9 dni
miałem dużo frajdy. Pośmiałem się, wsiąkłem w świat serialu, czułem się jakbym siedział w barze obok.
Napewno nie żałuję, że ostatnio spędziłem przy kompie tyle czasu. Jednak będę tęsknić za serialem i
mam nadzieję, że niedługo wyjdzie równie coś dobrego.

PS. Sory za mój lament, napewno trudno się to czyta. I szacunek dla tych, którzy dotrwali cały tekst. xD

nurfhei

Twojego lamentu wcale trudno się nie czyta, ale ciężko go zaakceptować.

Wg. mnie Lily i Marshall - świetne małżeństwo, nie pojmuję jednak, jak ona znów mogła być tak egoistyczna i pojechali do Rzymu przez co M. musiał tak długo czekać na zostanie sędzią.

Robin i Barney - scenarzyści chyba dobrze się upili pisząc ich zakończenie. Cały 9 sezon poświęcili na wielkie wesele, aby w minute ostatniego odcinka to wszystko przekreślić. Barney się zmienił tak jak napisałeś oraz Robin, więc ich rozwód w imię miłości? w imię czego był? Bo nic nie rozumiem.

Ted - całe życie spędził na poszukiwaniu miłości a kiedy ją znalazł, okej uśmiercili Tracy, ale po co miałby się Ted umawiać znowu z Robin. Czyli wychodzi na to, że jego wielką miłością była Robin, która wgl nie pasuje do bohatera. Cała ta historia o poszukiwaniu miłości przed Teda jest bezsensu, bo kiedy znalazł to co chciał (Tracy) to i tak wraca do punktu wyjścia i związuje się z Robin, która jest jego przeciwieństwem.

Przykre jest zakończenie, mogę wracać do Gry o tron, ale zdecydowanie nie żałuję, że obejrzałam HIMYM.

ocenił(a) serial na 6
monikakru

Przecież Lily chciała zostać w Nowym Jorku jak odkryła, że jest w ciąży. To Marshall jak się o tym dowiedział, podjął decyzję o wyjeździe. Nie było w tym niczego egoistycznego, to Marshall postawił rodzinę ponad marzenia.

Sam nie jestem fanem tego rozwodu. Fakt, scenarzyści źle to rozegrali. Rozwiedli się, bo tak naprawdę nie wiem która para by wytrzymała ciągle wyjazdy. Robin widziała jak Barney był nieszczęśliwy i dała mu możliwość odejścia. Więc tak, można to nazwać rozwodem z miłości.

Nie zgadzam się. Jego wielką miłością była Tracy. Ted całe życie poszukiwał osoby, z którą będzie naprawdę szczęśliwy, z którą spełni wszystkie swoje marzenia. I je spełnił. Tracy była idealną połówką, z którą spełnił swoje najważniejsze cele życiowe. Miał dwójkę dzieci, piękny dom, szczęśliwe życie. Fakt, uśmiercili Matkę, ale Ted przez te 11 lat z pewnością był spełnionym człowiekiem. Co z tego, że związuje się z Robin? Oni już są po pięćdziesiątce, oboje spełnili swoje marzenia. Robin zrobiła wielką karierę, a Ted miał wspaniałą rodzinę. Po ponownym obejrzeniu zakończenia jakoś przestałem się złościć na to, że na starość się zeszli.

Sam nie zgadzam się z zakończeniem, ale musiałem to jakoś zinterpretować.

nurfhei

Może kiedyś jeszcze powrócę do tego odcinka/sezonu. Na razie jest za wcześnie, wciąż ubolewam nad Barney'em.
Okej zgodzę się, że Robin dała mu możliwość odejścia, ale nie wiem sama jak mam to interpretować, aby moje sumienie wciąż nie ubolewało nad finałem.

ocenił(a) serial na 9
nurfhei

Dobre podsumowanie kolego! Ja taki maraton miałem raz w życiu - był to serial PRZYJACIELE. Ten serial był dla mnie ich naturalną kontynuacją. We FRIENDS bohaterowie się w wieku 20-30, tu w HIMEM 30-40. Ja jestem w tym wieku z początków HIMYM. Mam nadzieję, że za kilka lat pojawi się coś, dla "starych ludzi" co wciągnie mnie i moją żonę podobnie jak HIMYM.

Finał? Jest mi smutno i uważam, że to słabe uśmiercić tę tytułową MATKĘ, a Barney i Robin powinni być razem 4-zawsze.