Cały czwarty sezon jest w zasadzie preludium do finału, który napewno dorówna końcówce entertainment district. Niemal cały sezon to trening pełen ciepłych momentów i takiej sielanki. Nieprzeszkadza mi to ani trochę, bawiłem się przednio ale to co wywarło na mnie ogromne wrażenie to ostatni 40 minutowy odcinek. W ciągu tego dłuższego odcinka siedziałem na krawędzi siedzenia. Wszystko zagrało w nim idealnie. Pozostaje jeszcze opening który jest jednym z tych co nie zwracasz na niego uwagi, a potem mając trochę niedosyt, sprawdzasz go i nie możesz przestać słuchać bo idealnie oddaje relacje Muzana, Obuyashikiego i jego pogromców demonów.