Tydzień temu na Parkinsona odszedł dowódca Kompani Braci Ricard 'Dick' Winters.
http://en.wikipedia.org/wiki/Richard_Winters
http://voices.washingtonpost.com/postmortem/2011/01/dick-winters-dies-wwii-hero- co.html
Zmarł na 3 tygodnie przed swoimi 93 urodzinami.
21.01.1918 - 02.01.2011
Można o nim tylko jedno powiedzieć: był wspaniałym dowódcą i miał równie wspaniałe, długie życie.
Cześć Pamięci!
Dziwiłem się, że nikt nie informował o jego śmierci przez tak długi czas. Dopiero gdy przeczytałem, że cichego pogrzebu, bez żadnego rozgłosu, jeszcze bardziej przekonał mnie do siebie.
A jeszcze z tydzień temu pomyślałem, żeby do niego napisać, nie zdążyłem...
Mam nadzieję, że znalazł w końcu upragniony spokój.
To był prawdziwy dowódca.Wystarczy wspomnieć, jak sam poszedł pierwszy na kompanię SS, albo jak rozwiązał problem wycieczki po drugiego jeńca.Naprawdę dbał o żołnierzy.
Cześć Jego Pamięci!
Co za przybijająca informacja. Odszedł wielki człowiek, niestety ludzi takich jak on jest co raz mniej na tym świecie. Niech spoczywa w pokoju.
Właśnie miałem o tym pisać. Śmierć wspaniałego człowieka, kompetentnego i szalenie odważnego dowódcy, prywatnie człowieka bardzo cichego i skromnego. Chyba powrócę znowu do oglądania BoA, znów poczuć smak piachu Normandii, walk na holenderskich groblach, czuć przeszywające zimno belgijskiej zimy pod Bastogne , przeżywać radosną wiosnę 1945 r. i wyzwalać Niemcy, podziwiać piękna Austrię.Ah klimat tego serialu jest niepowtarzalny i unikatowy!