Czy wam ...
Też wam się wydaje , że Effy jest najbardziej poszkodowana ? Stworzyła wokół siebie taki klosz , za który jedynie Freddy'emu pozwoliła przejść . I ... Nagle BUM ! Nie ma Freddy'ego . Najpierw sprawa z Tonym , pomyłka z Cookiem i strata Freddy'ego . Mimo , że Effy robi za największą szmatę , ona po prostu cierpiała i tego nikt nie widział ...
W którym momencie pozwoliła Freddiemu przejść za tek klosz? Nie zauważyłam tego. On nic o niej nie wiedział i nigdy nie był w stanie jej zrozumieć. Ona tylko myślała, że Freddie jest tym rozsądnym i może jej pomóc, ale okazało się zupełnie inaczej. Nie mam nic do Freddiego, ale ich związek to jedno wielkie nieporozumienie i dla niej i dla niego. Tak naprawdę tylko Tony ją rozumiał i to jego jej brakowało w życiu. Niektóre jej zachowania mógł też zrozumieć Cook(małą część jej zachowań), sama raz powiedziała "wiem, że ty byś zrozumiał". No sorry, ale nie Freddie. Byli w sobie zakochani, a raczej w wyobrażeniach siebie, a potem wyszła jedna wielka tragedia.
Effy jest poszkodowana, zgodzę się, ale myślę, że gdyby Tony był przy niej, to nie doszłoby do tego wszystkiego.
Na chwilę pozwoliła Freddy'emu wejść pod klosz... jak była nad tym jeziorem i on płynął do niej. Ale nie pamiętam, w którym to odcinku było. A poza tym Monika2903 dobrze powiedziałaś "byli zakochani w wyobrażeniach siebie". Freddy'emu imponowała Effy, dlatego, że była piękna i niedostępna.
Ja tylko mówię , że najbardziej szkoda mi Effy . Jej złożone uczucia ... To wszystko wokół niej . Po prostu zaufała Freddy'emu . Dlatego tak strasznie jest mi jej szkoda .
Mi też jest jej szkoda, ale mam wrażenie, że ona właśnie nie zaufała do końca Freddiemu i to też przyczyna jej problemów. To znaczy wierzyła, że on może jej pomóc, ale nigdy nie widziałam, żeby tak naprawdę powiedziała mu co czuje. I nie chodzi mi o deklaracje uczuć, jak pod koniec jej odcinka w 4 sezonie(co według mnie wyglądało tak, jakby sama sobie chciała wmówić, że go kocha), ale chodzi mi o chociaż minimalne powiedzenie czego od niego oczekuje. Dlaczego nie potrafiła powiedzieć Freddiemu tego, co powiedziała Cookowi w ostatnim odcinku, że zniosłaby to, że Freddie od niej odszedł itd. To było chyba najbliższe zdarzenie przypominające normalną rozmowę o tym, co się czuje w życiu Effy, pomijając rozmowy z psychiatrą.
Rozumiem o co Ci chodzi, że szkoda Ci Effy, ale wiele rzeczy wydarzyło się na jej własne życzenie. To też pewnie jakaś część jej psychozy, ale dokonywała w życiu złych wyborów. Nie otworzyła się przed chłopakiem, którego ponoć tak bardzo kochała, a odrzucała tego przed którym mogła się otworzyć. Nawet to, co powiedziała Cookowi w więzieniu, o tym, że miłość ryje beret powinna dużo wcześniej powiedzieć Freddiemu, mogli to jakoś razem rozwiązać, ale wolała żyć w tej bajce, która przypominała bańkę mydlaną, która może w każdej chwili pęknąć i tak się na koniec stało.
Przykre, że zmarnowali taką postać, robiąc z niej tak słabą i niezdecydowaną. To fakt jest najbardziej poszkodowana, ale chyba głównie przez głupotę scenarzystów.
Moim zdaniem najwięcej poszkodowana jest bo sama tego chciała.
Zakochała się we Freddy'm i chciała pokazać że ona jest silna, tajemnicza i najlepsza itd
Chciała po prostu zabawić się i złamać serce, w końcu sama sobie złamała.
Później specjalnie nie dokończała rozmowy, uciekała, figlowała z Cookiem żeby zniszczyć Freddy'ego.
Effy po prostu była tchórzem i kochała ranić innych dopoki sama nie poczuła tego bólu.
kocham Naomi bo ma w sobie taką troske o innych i nie ma na wszystko 'wyje_bane' jak Effy.
Za każdym razem jak widzę twój post Monika wydaje mi się, że "wyrywasz mi to z ust" ale sam bym tego lepiej nie napisał. Podpisuje się w ciemno pod twoimi postami na temat 2 generacji skins od tej pory :D