Oczywiscie nie jest to żaden górnolotny film (w końcu produkcja TV), a efektami specjalnymi (tak prostymi jak lot samolotu!) również nie grzeszy. Strasznie długo się ciągnie, momentami aż nie potrzebnie. Niemniej jednak pomysł fajny, no i na plus David Morse, ktory wtedy nie miał chyba jeszcze wyrobionej marki, że zagrał w filmie.
Niemniej kolejna ekranizacja opowiadania Stephena Kinga, potrzymuje teze, ze wychodzą one słabo w porównaniu do książek MISTRZA.
Nie czytałem co prawda książek Kinga ale zwykle jest tak że książka opisuje dokładniej, czytelnik może dodatkowo sobie jeszcze wyobrazić to i owo więc zwykle książki są ciekawsze, bogatsze od ich ekranizacji. Niemniej jednak Langoliery dają pole do wyobraźni i bardzo długo trzyma film w napięciu. Właśnie przez to że są czasem dość długie sceny. Nie musi też film być jednym wielkim efektem specjalnym by być dobry.Uruchamia się wtedy wyobraźnia jak przy czytaniu książki. Książka też rozwleka temat niemiłosiernie tylko inaczej jest patrzeć na obraz i zastanawiającego się bohatera a inaczej czytać opisy w książce.
Film górnolotny może i nie jest ale bardzo oryginalny i ciekawy. Wiele filmów odeszło w niepamięć ale ten trudno zapomnieć.
Trudno jest zrobić dobry film bez przemocy, efektów specjalnych itp.
Takich nietuzinkowych filmów jak langoliery właśnie szukam. Niestety jest ich jak na lekarstwo.Wszędzie są zawsze te same schematy.