Jako dzieciak obejrzałem dwa razy Legende Aanga i raz Korre, teraz gdy mam 26 lat postanowiłem przypomnieć sobie moją ulubioną bajkę i jest tak jak myślałem, Aang to wciąż moja ulubiona opowieść, solidna z fajna fabułą, większość rzeczy trzyma się kupy, a postacie są po prostu dobrze napisane, tak by ich się nie dało nie lubić i kazda ma własną unikalną i zazwyczaj tragiczną historie, która sprawiła że są tym kim są. Co prawda widać, że animacja została już nadgryziona zębem czasu, ale tylko pierwsza połowa pierwszego sezonu, później wygląda to już lepiej oraz bardziej "dorośle" bo pierwsze odcinki to typowa bajeczka.
Korra natomiast jest tak irytującą postacią, że teraz oglądając to drugi raz po 10 latach mam problemy by dotrwać do ostatniego sezonu, a aktualnie jestem w połowie 3 sezonu. Korra może wszystko i nic, jest Avatarem który opanował 3 żywioły będąc przedszkolakiem, ale jednocześnie nie potrafi pokonać Jackie Chana z paralizatorem, blokerzy Chi choć nie mają żadnych mocy, są w stanie walczyć jak równy z równym i nawet pokonać każdego maga i to nie byle jakiego bo i samych mistrzów. Korra jest zarozumiała, zbyt pewna siebie, wybuchowa, arogancka i słaba, a mimo to ciągle myśli że może wszystko, jest najlepsza i najmądrzejsza i nie da się jej polubić, a mimo to wszyscy skaczą wokół niej, tu sobie coś rozwali, tam kogoś obrazi i nakrzyczy, ale na koniec to jeszcze ją trzeba przepraszać. Jej drużyna jest identyczna, są nudni, musi być typowy koleś z drużyny sportowej, który żyje w trójkącie, półgłówek oraz Mary Sue - batman, która gdyby nie fakt że nie jest benderem to by była potężniejsza od Avatara, poza tym ich historie są nudne. O wiele ciekawszymi postaciami są Tenzin, Bumi, Toph czy Katara, nawet postacie z poprzedniego cyklu i o których prawie nic nie mówią są ciekawsze od całej ekipy avatara mimo że pojawiają się na 30 sekund to przyciągają większą uwagę.
Jeśli zaś chodzi o sam świat to również jest to dla mnie słabe gdy jeszcze nie wiem 70 lat wcześniej? Był tylko jeden mag metalu, dwóch magów krwii, 3 magów zdolnych wytworzyć piorun a tutaj nagle każdy jest jakimś unikalnym benderem, każdy mag ognia nagle jest w stanie i to o wiele szybciej niż sam Ozai generować pioruny, które jedynie co robią to odrzucają przeciwnika, a w Legendzie Aanga to był jeden z najbardziej śmiertelnych talentów, zresztą sam Aang został zabity przez taki piorun. Magia krwii to samo, pojawia się chłopek roztropek który tak o samą głową jest w stanie zagrozić Avatarowi oraz kontrolować całą sale ludzi, ba nawet potrafi nią odbierać talent magiczny, a nie tak dawno temu był tylko jeden mag zdolny do takiej magii i to tylko podczas pełni księżyca. Magowie metalu to samo nagle jest ich pełno, ale do nich mam najmniej problemu, jakoś sam fakt tak ogromnej industrializacji mi do nich pasuje, ale co chwilę pojawiają się inni, tu mag lawy, tu Zaheer który dostaje losowo moc i nastepnego dnia może latać, a zdolnym do tego był tylko Guru Lahima żyjący kilka tysięcy lat temu, nawet żaden Avatar nie był w stanie tego robić. Walki same w sobie nie są ekscytujące, nie czuć tego że któryś z magów jest potężny, w Legendzie Aanga walka Zuko i Azuli czy Aanga z Ozaiem to było coś, czuć było że to są najlepsi z najlepszych, Iroh to kolejny świetny przykład taki śmieszny gruby wujek, a został tak napisany i pokazany by każdy kto oglądał ten serial z uwagą wiedział że to jeden z najpotężniejszych magów ognia na świecie co zreszta w 2 i 3 ksiedze udowodnił. Toph czy Katara tak samo, a oglądając Korre mam wrażenie jakby każdy z wyżej wymienionych został pokonany przez Korre, Mako czy Bolina mimo że ich magia wygląda co najmniej żałośnie. Nie czuć w tych walkach i skali tego czegoś, co było w Legendzie Aanga, wszyscy mimo że elitarni to wydają się jakby byli zwykłymi magami z Legendy Aanga.
Podsumowując Legenda Korry jak dla mnie patrząc przez pryzmat Legendy Aanga jest po prostu mierna, 6/10 to max co mogę dać, główna postać jest irytująca i nudna, ot z serialu, który opowiadał o 12 latku, od którego cały świat oczekuję by kogoś zabił i szukania rozwiązania by nie musiał nikogo zabijać, nawet Ozaia do serialu o głupim i irytującym "amerykańskim" nastolatku dla nastolatków. Avatar Legenda Aanga był serialem o wiele poważniejszym, każda z postaci miała świetne tło oraz relacje, które budowały całość, bez nich nie było Avatara i na odwrót, uzupełniali się nawzajem, każdy odpowiadał za coś, ich historie często były tragiczne, smutne i dojrzałe, cały serial opowiadał o Ozaiu, którego moglibyśmy porównać do austriackiego malarza, uważał że tylko Naród Ognia jest najlepszym narodem i tylko przez wojne i zajęcie innych państw na świecie zapanuje pokój, kult jednostki, dyktatura, imperializm, państwo totalitarne gdzie największą wartością była ojczyzna, służba i wojsko. Dobrze to pokazał odcinek, gdzie Aang spędził kilka dni w szkole w jednej z kolonii Narodu Ognia. Ozai był ojcem okrutnym, było to świetnie pokazane jakie były jego relacje z dziećmi i co z nich uczynił, jakimi ludźmi czy też potworami w przypadku Azuli się stali i co sam potrafił im zrobić, przez co ten świat wydawał mi się o wiele brutalniejszy, prawdziwy, poważny mimo otaczającego baśniowego klimatu i "słabszej, dziecinnej kresce", wszystko mialo sens, i było takie bo wydarzyło sie coś, a tego typu rzeczy w Legendzie Korry nie uświadczycie, a na pewno nie na tym samym poziomie.