Serial mógłby być super odpowiedzią na komiks, niestety twórcy tej produkcji zmarnowali genialny pomysł, na rzecz słabej fabuły, głupkowatych postaci i jeszcze gorszego zakończenia. W skrócie - matka wariatka i do tego alkoholiczka wlecze trójkę dzieci do domu rodzinnego zmarłego męża, gdzie nie daje sobie rady z niczym, nawet ze zrobieniem śniadania czy kolacji tym dzieciom. Ciągle albo suche tosty, albo chińczyka z lodówki wyjadają. Najstarszy syn aspiruje do bycia gwiazda pobliskiego liceum i wszyscy go kochają od pierwszego dnia. Lamerska siostra nie potrafi rozmawiać z nikim, oprócz nakręconego na gadanie i na nią murzyna z Anglii (bo na amerykańskiej prowincji wielu takich), a najmłodszego z nich matka wariatka nie nauczyła tego, że nie rozmawia się z nieznajomymi. Pewnie zajęta była robieniem sobie tostów albo drinków. Do tego dochodząli nudna Jackie Kennedy, bo wiadomo, że prowincjonalne dzieweczki marzą o tym, żeby mieć mnóstwo kompleksów i mężów seksoholikow. Potem stara historia małpek z kalkulatorami, czy bohaterów z kluczami do wszystkich możliwości, oddają je wszystkie super demonicznej lasce, jedynej mądrej istocie w tej produkcji, więc w sumie już mogła je zatrzymać. Generalnie ani potrafili korzystać z telefonów komórkowych, ani z szarych komórek, a tym bardziej z kluczy, które rozwiązałyby ich problemy. No i to bardzo zakończenie, które tak subtelnie daje znać, że będzie druga seria...