Zauważyłem pewne podobieństwo w wydźwięku oby tych tytułów. Z jednej strony mamy sprzeczny obraz wybrańca, nowego Jezusa i cudotwórcy, którego przeszłość jednak bardzo mocno kontrastuje z człowiekiem, którego widzimy od samego początku. W "Życiu Pi" zarówno pisarz jak i reżyser pod sam koniec każą nam zdecydować, czy Patel rzeczywiście spędził czas na morzu w towarzystwie zwierząt (w większości z tygrysem) czy jednak wolimy bardziej stonowaną i wiarygodniejszą wersję. W obu pytanie brzmi - Czy jesteśmy w stanie patrzeć ponad to, co możemy pojąć?