Co prawda, patent się już nieco wyczerpał, niemniej jednak zapraszam do podróży sentymentalnej - która ze śmierci Kenny'ego McKormicka najbardziej Cię poruszyła, albo wywołała zgoła inne emocje? Mnie najbardziej urzekł odcinek, w którym Kenny cały czas włóczył się z chłopakami i ciągle oblegały go szczury, choć teoretycznie jeszcze żył ;)
Pinkeye - jak Keny stał sie zombim i pozarażał mieszkańców "zapaleniem spojówek". Umierał 3krotnie - zleciał na niego MIR, już jako zombi został przepolowioy piłą mechaniczną przez... (Oh my god, I killed Kenny;), i a końcu po wyjściu z grobu przygniótł go nagrobek.
he he, a imho najlepszy był odcinek świąteczny kiedy kenny tak, tak - NIE UMARł :d juz wszyscy na to liczyli, a tu napis the end i kenny oddycha z ulgą :D
Mi podobala sie jego smierc w odcinku "Damien", kiedy mlody antychryst zamienil go w dziobaka a wujek Stana go zastrzelil.
o mój Boże Kenny nie żyje...................nie zbyt umiem angielski więc napisałem po polskiemu heh (lol pincet)
Hehe njlepszy byl odcinek wspomnieniowy w 2. sezonie "Oh my God Kenny killed Death! You...bastard?"
albo jak zostal zadeptany przez tłum wychodzący z kina wtedy jak w miasteczku zorganizowano festiwal filmowy. Na końcu wylazlo dwóch facetów:
-Oh my god, I found penny
- You buster!
Biskup Android zapomniales dodac iz na koniec po przygniecieniu przeznagrobek spadl naniego samolot czyli razem 4 smierci :D a o my god i foun a peny to nie rozwaliło na miejscu :D
ale mimo wszo najlepsza smierc kennego takjakby
w waginie kierowcy autobusu
(takjakby gdyz z tego co pamietam to kolega go nasladowal)