Pierwszy sezon mi się bardzo spodobał, zresztą chyba wszystko w czym maczał palce Fincher mi się podobało.
Drugi sezon, pierwszy odcinek to w sumie przedłużenie pierwszego sezonu, od drugiego już czuć, że to inny sezon i trochę inny klimat.
Postać Holdena zagrana znakomicie. Można poczuć samotność, która go doskwiera i brak kogokolwiek, kto mógłby mu pomóc.
Wątek homoseksualny Wendy jak dla mnie to troche wywieszenie białej flagi przez produkcję by wpasować się w poprawne-politycznie netfiksowe papki. Takie wątki i owszem są potrzebne, ale ten nie wniósł kompletnie NIC do sezonu, poza tym, że miała ubaw i przespała się z kobietą. Wątek Holdena w pierwszym sezonie i jego życie miłosne przynajmniej dało nam trochę do zrozumienia i pozwoliło poznać.
Wątek dziecka Billa i jego żony jak dla mnie totalny filler sezonu wnoszący kolejno totalne nic, tylko prawdopodobny rozwód pary.
Wydaje mi się, że ten sezon na spokojnie mógłby faktycznie skupić się na jego głównym celu i temacie, tak jak to robił w pierwszym sezonie. Akcji tutaj zdecydowanie było za mało, co prawda odcinki były mocne i technicznie dopracowane co do joty.Gdyby tylko usuneli te fillerowe wątki to już mielibyśmy 2-3 odcinki wolne w pełni na akcję.
Jestem trochę rozczarowany ilością odcinków, w szczególności po dwóch latach.
Dość sztandarowym przykładem są seriale, które co roku na jesień wypuszczają coraz to kolejny sezon, często 16-odcinkowy.Wiadomo, mindhunter to sztuka i poziom sam w sobie, ale dwa lata czekania na 9 odcinków, z czego może połowa z nich to fillery, które finalnie nie wniosły nic do fabuły to trochę za długo.
Obawiam się, że czeka nas teraz to samo czekanie na 3 sezon.