Jestem po drugim odcinku i muszę przyznać, że coraz ciężej mi patrzeć na Elliota. Na początku myślałem, że jest po prostu spokojnym, wycofanym, inteligentnym gościem, dodatkowo cierpiącym na rodzaj fobii społecznej. OK. Natomiast po dwóch godzinach obserwowania jego patologicznego braku jakichkolwiek reakcji czy nawet mimiki twarzy stwierdzam, że nawet hardcorowi introwertycy są przy nim duszą towarzystwa. Nie wiem czy tak napisano tą rolę, czy to nieprzyjemna maniera jej odtwórcy. Zastanawiam się czy oglądać dalej...