Jestem po pierwszym sezonie i cóż... Pierwsze dwa odcinki zapowiadały ciekawy serial, a później absurd gonił absurd. Po pierwsze: totalnie bez sensu. Ten niby zmarły ojciec Elliota jest w prawie wszystkich poprzednich odcinkach, prowadzi interakcje ze wszystkimi dookoła, a potem nagle okazuje się, że to był sam Elliot. Przekombinowane. Reżyser albo nie miał pomysłu na zakończenie i jebną tą pierdołą, albo doszedł do wniosku, że fabuła zaczyna robić się tak nudna, że musi dodać na siłę jakiś oklepany motyw typu: "Luke, I am your father" i jeszcze wplątać w to chorobę umysłową, którą łatwo można załatać powstające w scenariuszu dziury. Ewidentnie reżyser sam nie wiedział jak zwiększyć tempo fabuły, więc wplata nagle pojawiające się, ni stąd ni zowąd, wydarzenia, ale nikt nie wie jak do nich dochodzi, nawet sam reżyser, więc najłatwiej przedstawić to jako chorobę umysłową. Po drugie: wątek tej blondyny... Niby pełno jej, a jakoby nikogo nie było. Serial mógłby być bez niej, bo ona nic nie wnosi. Cały czas chodzi ze smutną miną i jakimś ckliwym przemówieniem przekonuje gościa do pozwania firmy, w której potem sama zaczyna pracować... WTF? Po trzecie: diabeł tkwi w szczegółach, a tu zawalone jest wszystko. Sprawa kamer - tak się wszyscy o nie srają, że nie można czegoś zrobić, bo są kamery, albo można bo nie działają, natomiast w firmie AllSafe wygląda na to, że kamer nie ma. Laska infekuje komputery w firmie, robi to z innego kompa i eureka! Udało się, bo nikt nie wpadł na to, żeby sprawdzić monitoring w firmie. Albo Elliot sprawdza telefon szefa, ten nawet przez chwilę wpada na pomysł, że Elliot może mieć coś wspólnego z hakowaniem komputerów w firmie i pyta go gdzie był kiedy oni wszyscy oglądali tv, ale nie wpada już na to, by sprawdzić monitoring. No chyba, że chcecie mi powiedzieć, że w firmie zajmującej się CYBERBEZPIECZEŃSTWEM nie ma kamer?! W tym wypadku nie wiem co byłoby głupsze. I jeszcze Sheylla, która... umarła. Tak, to było jej zadanie, Elliot nawet za nią specjalnie nie płacze. W dodatku widzę tu jeszcze komentarze, że dobre dla geeków. Błagam, jeżeli można by było łamać hasła w ten sposób jak to było tu zaprezentowane, to miałabym już dostęp do kont wszystkich moich znajomych. Średniej klasy programista potrafi wyczuć, że reżyser zna się na informatyce tyle co nic. I oczywiście klasyczne zapychacze w tej kwestii - powiemy coś o serwerze z Chin, albo, że tutaj kombinacja takich cyfr, albo, że tu Proxy, czyli zlepek bezsensownych zdań, który sprawia, że ten serial jest dobry, ale dla ludzi, którzy z informatyką nie mieli nic wspólnego, bo wspominany geek w sekundę się pokapuje, że coś tu nie gra. Eh... można było z tego utworzyć bardzo dobrą historię, to miało zadatki, ale reżysera poniosła fantazja i po prostu wszystko zepsuł.
rozumiem, że wg Ciebie lepsze jest tradycyjne kinowe podejście do tematu hackowania, czyli symulator pacmana w 3d?
według mnie lepsze jest porządne podejście do tematu, a nie łatanie dziur scenariuszowych bezsensownym gadaniem. I dobrze by było, żeby reżyser zabierając się za motywy z hackowaniem miał na temat wiedzę większą niż przeciętny odbiorca
ano, kupa dziur w scenariuszu, potem na początku odcinka troszkę tłumaczone i ukazywane inaczej, crackerstwo a nie hackerstwo i motyw "Podziemnego kręgu" (pewnie tych co nie oglądali tego typu motywu to zachwycił), który mnie już całkowicie zniesmaczył... kamery to mało... tam jest więcej bzdur