Czemu ten sezon jest tak fatalny? Kolejny serial po fargo i true detective, który nie potrafi udźwignąć swojego ciężaru?
Twórcy chyba zapomnieli za co fani pokochali 1 sezon - ciekawe postacie, klimat hakerstwa, wizualna doskonałość. Z tego wszystkiego zostały tylko piękne kadry, bo hakowania tu jak na lekarstwo w przeciwieństwie do gadanin niczym w modzie na sukces.
Denerwujące były też pewne głupoty np. reklama MSI czy Angela ucząca się 1 linijki kodu cały dzień...
Moim zdaniem twórcy zdecydowanie przedobrzyli ze skomplikowaniem fabuły. Z prostego hakowania zrobili międzynarodowy spisek. Do tego dołożono zbędną historię żony Tyrella, która nic nie wnosi. Najgorszy jest natomiast wątek schizy Elliota - nigdy nie wiemy co jest prawdą, a co nie. Nie kupuję takiej formy zabawy z widzem, bo to tania sztuczka, nie na poziomie doskonałości 1 sezonu.
Brakuje też komentarzy nt. społeczeństwa - monologów wygłaszanych przez Elliota w 1 sezonie. Tutaj mamy jakieś bzdurne rozważania psychola, które do niczego nie prowadzą i regularnie są podważane i zmieniane np. historia murzyna o tym, że życie polega na potknięciu się w odpowiednią stronę.
Szczerze mówiąc mało mnie obchodzi "co dzieje się po wielkim haku", liczyłem na więcej nowych historii, więcej hakowania, więcej włamów do tajnych baz. Zamiast tego dostałem tanią opowiastkę o tym, że czyny mają swoje konsekwencje, a pewnych działań nie da się cofnąć. Nudy. Pozostaje mieć nadzieję, że w 3 sezonie będzie trochę więcej zabawy z włamem do papierowej bazy eCorpu, chociaż wygląda na to, że wszystko mają już zrobione i tylko czekają na przysłowiowy enter. Chociaż scenarzyści na pewno wymyślą jakieś komplikacje dla bohaterów, na co najmniej kilka odcinków. Tylko po to, żeby potem znowu męczyć nas konsekwencjami haku....
Ja tylko chciałem powiedzieć, że drugi sezon Fargo to szczyt kinematografii, znacznie lepszy niż pierwszy, który choć bardzo dobry nie posiadał pierwiastka geniuszu, pierwiastka, który sprawił, że nawet teraz 8 miesięcy po seansie, serce bije szybciej, gdy tylko przypomnę sobie mroźną Minnesotę i te legendarne sekwencję, które na stałe zapiszą się w historii kina i jeszcze niejedno pokolenie, będzie mogło je podziwiać.
Co do True Detective, druga część to solidny, bardzo dobry kryminał z życiową rolą Farrella, a to że nie udźwignął ciężaru pierwszej odsłony.. myślę że nawet nie próbował. Pierwszy sezon był tak perfekcyjny i klimatyczny, że powtórzenie czegoś takiego było praktycznie niemożliwe, więc ocenianie kolejnej części z perspektywy jedynki jest po prostu nieuczciwe ;)
Także, mam nadzieję, że podobnie jak w przypadku tych 2 seriali mylisz się również co do Pana Robota, z którym zaprzyjaźniłem się w pierwszym sezonie.. ;) W każdym bądź razie przekonałeś mnie, żeby zaczekać do kolejnego sezonu i przypomniałeś o Minnesocie, także dziękuje i pozdrawiam.
Cóż, ja mam zupełnie odwrotne odczucia - pierwszy sezon był dla mnie genialny i trzymał w napięciu, a drugi był nudny i podobnie jak tutaj brakowało w nim jakiejś głównej, ciekawej linii fabularnej, co sprawia, że do niego nie wracam. Były ładne kadry i nic poza tym. Do tego Jesse Plemons ma wyjątkowo odpychającą aparycję i wszystkie sceny z nim mnie raczej bawiły ("hehe, prosty, głupi wieśniaczek") niż interesowały. Ale co kto lubi, 2 sezon też miał jakiś swój klimat, rozumiem, że mógł komuś przypaść do gustu.
TD 2 było nawet niezłe, ale nie miałbym z tym problemu gdyby nie nazywało się TD - wtedy byłby to po prostu dobry serial kryminalny. No i to zakończenie... nie przepadam za takimi, chociaż całkiem życiowe.