Po kilku pierwszych odcinkach myślałem, że w końcu porządny serial o tematyce hakerskiej ale im dalej tym gorzej. Ktoś kto chce unieruchomić największą korporację na świecie musi być genialnym programistą, być dokładnym, uważnym, działać przemyślanie nie zostawiając śladów.
Główny bohater jest tego zaprzeczeniem: wiecznie naćpany, widzący nieistniejących ludzi. Znika gdzieś na kilka dni i nawet nie pamięta co robił. Ma trudności z odróżnieniem fikcji od rzeczywistości bo nawet nie wie czy ludzie, z którymi rozmawia rzeczywiście istnieją. Jak taki ktoś może dokonać włamania na taką skalę? Przecież to się nie trzyma kupy.
Już końcówka pierwszego sezony zaczyna być mecząca ale drugi to jest jakieś dramat. Ciągnące się w nieskończoność odcinki gdzie większość fabuły to jego narkotyczne schizy.
Pojedyncze odcinki drugiego sezon męczyłem przez kilka wieczorów, dobrnąłem do 6 mam naprawdę dosyć.