Od pierwszego odcinka tego serialu, jestem urzeczony pracą kamery i barwami filmu. Od dziwnych kątów nagrywania postaci, gdzie aktor jest widoczny z boku, po ukosie lub od spodu, po przesadne zbliżenia i mocno nierówny plan zdjęciowy. To coś czego nie widziałem w żadnej innej produkcji i nadaje temu serialowi pewną unikalność. Do tego dochodzą zimne barwy, które potęgują ciężki klimat, wyprany z emocji a jednak grający na uczuciach widza. Jedynym odcinkiem gdzie mamy festiwal ciepłych barw, jest moment kiedy jesteśmy w "głowie" Elliota, w przyjemnej scence, którą zafundował mu Mr. Robot. Nie mogę się tym tytułem nasycić.