Za sprawą klimatu i genialnie dobranej muzyki przygoda z MMFD jest dla mnie w pewnym sensie ponownym przeżywaniem "gówniarskich", nastoletnich lat. Teraz, kiedy bliżej mi do 30-stki niż 20-stki, z rozrzewnieniem wspominam czasy, w których siedziało się z nosem przy radiu (głównie Trójce), wyczekując ulubionych audycji z KASETĄ gotową do nagrywania wszystkich nigdzie indziej niedostępnych piosenek. Nie było internetu, nie było youtuba ani nawet sklepów muzycznych, ale wszyscy czegoś słuchali, czymś się interesowali i szukali tego gdzie mogli, by później wymieniać się z innymi swoimi najnowszymi zdobyczami. To właśnie wtedy poznałam Blur, Oasis, Radiohead, The Smiths, Stone Roses, The Cure, Suede, Beastie Boys, Becka, Primal Scream i wiele wiele innych zespołów, które towarzyszą mi do dzisiaj i których kasety mam do tej pory pochowane w szafie i co najmniej kilku szufladach. Czasem tęsknię za tamtymi latami. Nie spodziewałam się, że MMFD odkopie te wspomnienia i jednocześnie uświadomi mi jak wiele się od tamtej pory zmieniło. Kiedyś do szczęścia wystarczyło mi nagranie jakiejkolwiek piosenki Blur z radia, tymczasem kilka dni temu ten sam Blur zagrał w Polsce, na Openerze. Minęło kilkanaście lat, a ja mam wrażenie jakbym żyła w dwóch kompletnie różnych światach. Ktoś ma podobnie?