Po obejrzeniu 7 odcinka doszedłem do wniosku, że oglądanie tego serialu to strata czasu.
Praworządni, krystaliczni jak łza dziennikarze którzy kładą na drugim miejscu swoje posady
na rzecz swojego narodu - jedynego słusznego - USA. UWAGA: stężenie patosu jest tu tak
duże, że można wymiotować!!
I oczywiście Obama przedstawiany jest jako zbawca świata. Tylko czekać jak będą karmić
widzów papką o tym, że Iran to największy wróg i zresztą każdy kto ma ropę.
F_ck USA i f_ck 11/9. O zamach na WTC mogą gadać bez końca ale o tym, że mordują
palestyńczyków razem z izraelem to nie.
Bojkot serialu za lewackie treści. Koniec z kłamstwem!!
Zgadzam się w zupełności. Poziom patosu w tym odcinku był bardzo duży. Z każdą kolejną, niby wzniosłą sceną na moje usta cisło się tylko: "omg, ale żenada". O ile pilotażowy epizod, w moim odczuciu był świetny, tak z każdym następnym odcinkiem poziom serialu spada niestety w dół. Wątki miłosne są z kolei na siłę wepchnięte i rozciągane na kolejne odcinki, jakby to była jakaś telenowela. Jak dla mnie spokojnie mogło by ich nie być. No cóż, miejmy nadzieje, że coś się jeszcze zmieni w tym serialu. W drugim sezonie ma być wymieniona ekipa scenarzystów więc może będzie jakieś pozytywne zaskoczenie.
Nie widziałem jeszcze 7 odcinka, ale póki co moim zdaniem jest wręcz na odwrót - to pilot był pełen nieznośnego, patetycznego bełkotu po którym miałem ochotę od razu zrezygnować z serialu. Wróciłem do niego i bardzo się z tego cieszę, bo kolejne odcinki są już o wiele lepsze(niepozbawione tego patetycznego bełkotu, ale jest on podany w bardziej przyswajalny sposób). Nie jest to poziom starego HBO ani obecnej czołówki, ale to wciąż kawał świetnej rozrywki, ociera się to trochę o guilty pleasure(stąd te wątki miłosne), ale nie jest aż tak źle jak w innym dziecku obecnego HBO, kiepskim "True Blood".
Poza tym całkiem przyjemnie ogląda się tę grupę idealistów. Miły odpoczynek między kolejnymi sezonami "Mad Men" czy "Gry o Tron" ;).
nie wiem czy od razu "lewacki szajs", ale na pewno ostatni odcinek serii był koszmarny. o ile jednak jestem w stanie zrozumieć amerykański punkt widzenia na sprawę bin ladena, o tyle relacje między bohaterami, ich wszechwiedza, elokwencja i nieomylność z odcinka na odcinek są coraz bardziej irytujące...
Przyłączam się do niezadowolonych. Z odcinka na odcinek serial coraz bardziej mi zgrzyta. Łącznie z całym dream teamem, który przedkłada wszystko ponad swoją pracę zawodową, żeby uczciwie i patriotycznie dostarczać wieści swojemu narodowi i obalać szkodliwe dla niego mity na wizji. Coraz więcej też pięknych (tfu) scen z udziałem bohaterów - a to zjednoczeni w kolejce do szefa w walentynki, a to uszkadzający się zdrowotnie dla sprawy. Że nie wspomnę o przemianie głównego bohatera - nie jest to rzadki motyw w filmach/serialach, ale da się to zrobić o niebo wiarygodniej i ciekawiej.
Reszta została już mniej więcej powiedziana powyżej.
Szkoda, mogło być z tego coś fajnego. Serial wygląda na stworzony z myślą o przeciętnym zjadaczu hamburgerów i wręcz ocieka łatwo-przyswajalnym (i ostatnio modnym) zestawem poglądów. No i jeszcze miłością i jednością (mimo wszystkich przeciwności). Dla mnie to za wiele :)
Ja też się przyłączę do tej fali krytyki. Serial oglądam chętnie, ale nie w internecie, tylko na HBO, więc widziałam, na razie pięć odcinków. Łopatologia denerwowała mnie od samego początku, niemal każda postać w tym serialu jest sztampowa - od Willa (zimny, wycofany, nie zna pracowników), przez Mackenzie (przebojowa, pełna wiary, ratuje serwis informacyjny narażając karierę zawodową) do całej ekipy dziennikarzy. Mamy młodą dziewczynę, która jest początkująca i popełnia błędy, kogoś, kto zawsze podkłada nogę, kogoś, kto ze wszystkiego robi sobie żarty... Postaci są jaskrawe i nieskomplikowane jak w disnejowskim filmie dla dzieci i to boli dorosłego odbiorcę. Po trzecim odcinku chciałam dać sobie spokój, ale dałam serialowi szansę. A to jak pokazują USA? To jest po prostu dziki kraj, jak to mawia moja mama. Nie wiem czy możemy mówić o społeczeństwie, że jest cywilizowane, jeśli skazuje się w nim ludzi na karę śmierci. Moja znajoma Amerykanka sama przyznała, że z jednej strony Amerykanie potrafią wszcząć wojnę i wybić niemal wszystko co żyje na danym terenie, a potem pojechać w to samo miejsce z misją pokojową i wpompować grube miliony, żeby odbudować domy rodzinom pomordowanych. I wszystko okraszone sporą dawką wspomnianego już patosu.
nie za krytycznie? sami pacyfiści i znawcy wydarzeń politycznych na świecie?
Osobiście jestem pod dużym wrażeniem serialu. Nie jest moim zdaniem prostolinijny fabularnie jak piszecie.
Bardzo podobają mi się wątki poboczne - dot. relacji między bohaterami. Nie są namolnie narzucanymi widzowi historiami miłosnymi o 10 zwrotach w ciągu odcinka.
Co do patosu... dużo/niedużo... serial po prostu prawdziwie pokazuje to jak Amerykanie podchodzą do różnych spraw. Geniusz tego serialu polega na tym, że pokazani są ludziem którzy jako pierwsi dowiadują się o najważniejszych sprawach/historiach dla swojego narodu... ma nie być patosu?
I jeszcze jedna rzecz... amerykańskie podejscie do tworzenia informacji. Bohaterowie mają ideę, wypunktowaną nawet na flipcharcie w jednym z pierwszych odcinków, żeby wytłumaczyć widzowi czego i dla czego będzie świadkiem.
Oglądając serwisy informacyjne w największych amerykańskich stacjach pojawia się ogrom elementów wspólnych z tym co widzimy w serialu. Próba bezstronnosci (próba, bo część stacji ma otwarcie zadeklarowaną linię polityczną), pokazywanie rzeczy ważnych dla świata. Pokazywanie ich wtedy kiedy się dzieją, a nie po tym jak napiszą o tym gazety. Itd.
Tylko w TVN24 Madzia z Sosnowca może być bohaterem przez cały tydzień, a wszystko inne co dzieje się na świecie jest ignorowane.
Pokazanie powyższych moim zdaniem jest bardzo udane w The Newsroom. I dlatego uważam, że serial ma sporą wartosć, dobrze się go ogląda, pomimo wielu uproszczeń
Ten serial to jedna wielka kpina. Główny wątek w którym mówi się o przekazywaniu rzetelnych informacji i faktów połączony z nawet nieukrywaną propagandą lewicową i hołdami dla Prezydenta Obamy. Wrogiem publicznym numer jeden w serialu jest partia Tea Party, znana z konserwatywnych poglądów i popierająca prawdziwą wolność gospodarczą. Trudno szukać gdziekolwiek większej hipokryzji a pan Sorkin po raz kolejny pokazuje, że nie umie powstrzymać się od trucia ludzi swoimi lewackimi poglądami.
mało mnie interesuje polityka. serial widziałam m.in. jako krytykę współczesnych mediów. przekaz pierwszego odcinka był bardzo wyraźny, ostry, przywołujący zapomniane już może wartości. podobała mi się odwaga scenarzysty, ładnie rozwijał się wątek na linii will - szefowa (grana przez jane fondę) itp. niestety nie daję wiary bohaterom tego serialu. wydają mi się nieprawdziwi. pal sześć poglądy, akcja wg mnie może opowiadać nawet o życiu na marsie, kupię to jeśli tylko bohaterowie będą wiarygodni. ci nie są. plus momentami fatalne, grubo ciosane dialogi (z "will, help me. i need wisdom" na szczycie) także nie robią dobrze na cerę
To jednak jest polityczne uproszczenie. Serial nie jest kręcony z pozycji stricte lewicowych, tylko umiarkowanie republikańskich. Krytycznych wobec władzy demokratów i establishmentu w Waszyngtonie, ale równocześnie mocno negatywnie nastawionych wobec prawicowego populizmu Tea Party. To jednak nie to samo, co "lewactwo".
Zdaniem ultraprawicowców (np UPRowców) praktycznie wszyscy ludzie to lewacy. Tylko oni są prawdziwą prawicą, a każdy co ma inne poglądy chociaż o milimetr, to lewak i komuch. Wg nich, jak ktoś nie popiera Tea Party, to znaczy, że jest wyznawcą Lenina. Tak nie jest, a Tea Party to zwyczajni populiści, a raczej niezwyczajni, bo do kwadratu.
A serial niezły. Wadą są przerysowane postacie (zwłaszcza młodzi), no i faktycznie mogłoby być mniej patosu.
Czy Wy nie widzicie jak tym serialu wiele rzeczy, elementów jest specjalnie wyolbrzymionych? Ta "patetyczność" owszem, jest i to nawet spora - ale trzeba ją odbierać z dystansem. Dla mnie mimo wszystko jest to przede wszystkim krytyka współczesnych mediów, goniących za sensacją, dramatem, a mająca problem z przekazaniem ważnych tematów. Majtki jakieś paniusi ważniejsze, niż zła sytuacja gospodarcza...
Druga sprawa to, to że serial jest przeznaczony przede wszystkim dla amerykanów, albo osób znających tamtą rzeczywistość. Krytyka Partii Herbacianej, (ale nie całej Partii Republikańskiej), delikatne chwalenie Obamy - owszem w ten sposób można nawet powiedzieć, że serial wtapia się w amerykańską kampanię wyborczą.
Zorientowany wyborca jednak nie da się tym przekazem manipulować, ale na pewno będzie sobie zadawał pytania na temat wielu spraw (wolność obywateli, terroryzm międzynarodowy, skrajne grupy prawicowe) nim pójdzie zagłosować.
Serial moim zdaniem jest bardzo dobry. Pokazuje pewien stan "idealny", ale jest przede wszystkim krytyką mediów XXI wieku - zarówno w aspekcie tego jak przekazują informację, jak i tego jak mogą nami manipulować.
Podział na prawicę i lewicę w Polsce jest kompletnie wypaczony. Prawica to wolność gospodarcza, niskie podatki i konserwatywne poglądy światopoglądowe. To że w naszym kraju te pojęcia zostały wypaczone tylko utrudnia sensowną dyskusję. W Polsce za partię prawicową uważa się PiS mający socjalistyczny program gospodarczy co jest chyba wystarczająca sprzecznością. Nie wiem gdzie jest krytycyzm wobec władzy Demokratów, skoro część serialu to wyrażanie podziwu dla ich Prezydenta.
W innych serialach tego typu rzeczy może nie budziłyby takich zastrzeżeń, ale jeśli główne przesłanie to zwrócenie uwagi na dbanie o obiektywizm i rzetelność mediów to jest to tak bezczelna hipokryzja, że naprawdę trudno przejść obok tego obojętnie. Niczego innego się jednak nie spodziewałem po reżyserze Sorkinie, który już w Prezydenckim Pokerze ukazywał rządy Demokratów, a nie mała część serialu to były kpiny z konserwatystów i Republikanów.
Serial ma swoje dobre i złe strony, chociaż nie atakowałbym go tak mocno jak to robisz. Na pewno scenarzyści przesadzili z ilością patosu wsadzoną w odcinek, przydałby się jakiś ciemniejszy i brudniejszy charakter, pomiędzy tymi wszystkimi czystymi i nieskazitelnymi bohaterami (jeśli o to chodzi, cały czas kibicuję Donowi).
Nie wiem jak Ty, ale oglądając ten serial czasami czuję się głupszy niż jestem w rzeczywistości, jestem świadkiem niesamowitej elokwencji i inteligencji jaką wykazują się bohaterowie (Jeff Daniels czytający notatki, słuchający MacKenzie i odpyskowujący błyskotliwym żartem, wszystko to w tym samym czasie? kaman.).
Wielki plus za humor i żarty, to im akurat wyszło.
Serial będę oglądał, do czasu aż stacje wyjdą z wrześniową ramówką nic ciekawego na razie nie leci (nie liczę Breaking Bad, oczywiście)