Wiem, że Noah jest chwalony za swoje zachowanie w relacji z Joanne i sporo osób uważa go za fajnego faceta, który umie mówić o swoich potrzebach i uczuciach, ale... Facet jest rabinem i był przez 3 lata w związku. Wiadomo, że serial chce nam pokazać, że Rebecca wymusiła zaręczyny, a potem w jednej ze scen Noah mówi, że przestali rozmawiać o swoich uczuciach, ale nie kupuję tego. Trudno cieszyć się historią miłosną głównych bohaterów, kiedy w tle jest porzucona dziewczyna, która tak naprawdę nie zrobiła nic aż tak złego. Nie dziwię się, że po 3 latach związku z religijnym facetem myślała, że ten ma wobec niej poważne plany. Owszem, ludzie się rozstają i bywają różne historie, ale to jest po prostu przykre, że kobieta za nim tęskni, a Noah się zachowuje jakby 3 lata związku nie były dla niego niczym ważnym. Przez to trudno mi z nim aż tak sympatyzować.
No no ale typiara grzebała w jego szafce i sama zaręczyła się jego pierścionkiem… plus chyba on uciekał od takiego schematu jaki widział w matce, która potrafiła kończyć za niego zdanie. Bez sensu jest bronienie ex bo to była dość toksyczna dziewczyna.
Jasne, że ta akcja z pierścionkiem była przegięta, ale to nie zmienia faktu, że typ był z nią przez 3 lata, więc on wcale taki w porządku wobec niej nie był.
Przyznam, że oglądając serial nie poświęciłam temu specjalnej uwagi, z marszu kwalifikując ją jako tę "złą", ale masz rację - jaki ich związek by nie był, ona myślała, że ma przyszłość i zainwestowała w niego swój czas i uczucia, a on nie miał na tyle przyzwoitości i/lub odwagi, żeby go we właściwy sposób i w odpowiednim momencie zakończyć.
Nie bardzo Cię rozumiem. Jak to nie znalazł odwagi, by związek zakończyć w odpowiednim momencie? Przecież go zakończył. Zakończył go w odpowiednim dla siebie momencie. Gdy uznał, że to jednak nie to. Kiedy według Ciebie jest odpowiedni moment? Dla porzuconej osoby ten moment nie jest odpowiedni nigdy. Bo ta osoba chce wciąż być w związku. Nadal czuje to co czuła. Natomiast on zakończył ten związek zanim się oświadczył. Uczciwie odszedł i dopiero potem zaczął się spotykać z inną kobietą. Nie zdradzał, nie flirtował z inną. Zachował się uczciwie. Fakt, że porzucona osoba cierpi. Ale to normalne. Ma prawo do swoich uczuć. Miał się zmuszać? Był z nią 3 lata to znaczy, że już nie miał prawa stwierdzić, że uczucia minęły? To do jakiego czasu można się rozstać? Do roku? Potem już przepadło? A może w ogóle nie można kończyć związków? Może powinni wydać zakaz? Żal mi Rebecci, ale takie jest życie. Gdyby z nią został z musu i obowiązku też nie byłaby szczęśliwa, bo ona nadal kochała a on już nie.
I jeszcze piszesz, że on nie miał odwagi zakończyć związku we właściwy sposób. Czy my oglądałyśmy ten sam serial? Jaki to jest właściwy sposób? Pewnie jedyny właściwy według Ciebie sposób to w ogóle się nie rozstawać. On uczciwie wyraził wątpliwości i odszedł. Nie znam właściwszego.
Nie bardzo Cię rozumiem. Przecież uczciwie zakończył związek. Nie zdradzał, nie flirtował z inną. Zachował się uczciwie. Fakt, że porzucona osoba cierpi. Ale to normalne. Ma prawo do swoich uczuć , ale i on ma prawo do swoich. Miał się zmuszać? Był z nią 3 lata to znaczy, że już nie miał prawa stwierdzić, że uczucia minęły? To do jakiego czasu można się rozstać? Do roku? Potem już przepadło? A może w ogóle nie można kończyć związków? Może powinni wydać zakaz? Żal mi Rebecci, ale takie jest życie. Gdyby z nią został z musu i obowiązku też nie byłaby szczęśliwa, bo ona nadal kochała, a on już nie. Zakończył go w odpowiednim dla siebie momencie. Gdy uznał, że to jednak nie to. Dla porzuconej osoby ten moment nie jest odpowiedni nigdy. Bo ta osoba chce wciąż być w związku. Nadal czuje to co czuła. Natomiast on zakończył ten związek zanim się oświadczył. Uczciwie odszedł i dopiero potem zaczął się spotykać z inną kobietą. Sprawa czysta. Piszesz, że ona miała prawo oczekiwać małżeństwa, bo spotykała się z osobą religijną. Twoim zdaniem osoba religijna nie ma prawa do swoich odczuć? Przecież on z nią był, bo wierzył, że coś z tego będzie. Nie miał w zamiarze jej oszukiwać. Uczucie w nim zgasło, uznał że to nie to i odszedł. Dlaczego stawiasz wyżej jej prawo do czucia tego co czuje niż jego? Oboje mają prawo kochać lub nie. Ich odczucia były różne, a osoba bardziej zaangażowana cierpiała. Zaangażowała w niego swój czas? On także. I co z tego? nie ma prawa odejść? Nie umiem zrozumieć tego typu myślenia.
Jasne, że ma prawo i do swoich uczuć i do odejścia, ale w serialu to było ukazane tak, że odszedł, po tym kiedy Rebeka znalazła pierścionek. I może faktycznie wtedy do niego ostatecznie dotarło, że nie chce z nią być, ale jednocześnie twórcy próbowali nam przedstawić Rebekę jako to złą, a Noah zostawił ją z poczuciem, że to jej wina i tej jednej rzeczy, którą zrobiła. I to mi się nie podoba, bo kobieta została ze złamanym sercem i poczuciem, że to przez nią rozpadł się związek. Może moje postrzeganie tego wątku jest też kwestią perspektywy i oczywiście wiem, że serial jest tylko fikcją, ale nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, w której rabin żyje z kimś przez 3 lata w nieformalnym związku. Może Noah dzięki temu znalazł szczęście, ale wydaje mi się to po prostu mocno naciągane.
Ten pierścionek, który ona założyła sobie sama na palec był presją, by wymusić na nim oświadczyny. Przyciśnięty przez ten gest do muru uświadomił sobie, że nie jest gotowy. A po 3 latach powinien być, zatem to chyba jednak nie to i dlatego zakończył związek. Gdyby tego nie zrobiła może wahałby się dalej. A tak nie miał już wyjścia niż zaakceptować te quasi zaręczyny albo odejść. Zatem gdyby tego nie zrobiła pewnie jeszcze jakiś czas byliby ze sobą, choć w końcu i tak by sie rozstali. Lepiej chyba że tak zrobił zamiast się ożenić i po kilku latach rozwieźć. I ja nie odniosłam wrażenia, że ona została przedstawiona w tym serialu jako ktoś zły. No może numer z nakłamaniem siostrze był słaby, ale poza tym była pokazana jako porządna dziewczyna, którą Noa przestał kochać a ona cierpi.
Mi tylko przeszkadza to, że Noah jest kreowany na idealnego partnera, a ewidentnie taki nie jest. Owszem, dla Joanne tak, ale nie dla Rebeki. Jeżeli ktoś po 3-letnim związku od razu wchodzi w kolejną poważną relację, to emocjonalnie już dawno był wolny i dlatego uważam, że to czas Rebeki był marnowany, nie Noah, bo on wyszedł z relacji już gotowy na nową.
Jesteście pewne ze Rebecca kocha byłego partnera jako te konkretna postac? Odniosłam wrażenie, ze raczej kocha wizje siebie jako jego żony („realizuje podpunkty z listy” dlatego widzi zero klopotu w „samooswiadczynach”i sama przyznaje ze jej najwiekszym marzeniem bylo zostac zona glownego rabina, nie mówi wtedy „Noah”, a „głównego rabina”). To nie jest zle miec aspiracje i realizowac sie w zwiazku z kims w taki sposob, ale jesli to spełnia oczekiwania wszystkich zainteresowanych. Nie odniosłam tez wrażenia jakby Rebecca byla pokazana jako ta zla postac ktora zniszczyła wszystko- odniosłam wrazenie ze ich potrzeby sie rozjechaly na tyle, ze potencjal sie wyczerpal, choc nadal „z boku” wygladali na idealna pare.
Brawo. Zgadzam się z każdym słowem i sama miałam to napisać, jak zaczęłam czytać ten wątek, bo tego mi w tej dyskusji właśnie brakowało. Rebecca kochała wizję, pewność, stabilność, przyszłość. Chciała pochwał od przyszłej teściowej, chciała być akceptowana przez rodzinę wybranka i społeczność, chciała być żoną głównego pastora, chciała być wzorem cnót wszelakich, uwielbiana i podziwiana, nie lubiła Joanne, bo ta "zajęła jej miejsce". Ona w każdej scenie skupiała się na sobie, ale nie poprzez ból utraty miłości, tylko jakiejś wizji życia, którą miała przy boku rabina.
Czy była jednak tym wzorem i ideałem? Samoościadczyny były szantażem i przymusem, liczyła, że wybranek nie sprzeciwi się rodzinie, bo nigdy nie miał tego w zwyczaju. Poza tym wiedziała do czego dąży, dlatego cały czas była w tej rodzinie mimo rozstania, zapewniana, że się ułoży, sama też w to wierzyła. Nie brała na poważnie nowej dziewczyny byłego. Chciała się jej pozbyć i wrócić na "swoje należne miejsce". Gdzie zatem w tym wszystkim była ta wielka miłość, której nie można mylić z przyzwyczajeniem i stabilizacją życiową?
Podoba mi się, co pisze Barbarra_Ra, i pytania, które zadaje. Czyli, że kiedy jest właściwy czas na rozstanie się jeśli nie dokładnie wtedy, kiedy o tym zdecydujesz. To może robić osobie, która nie chce rozstania, ból, ale no na tym polega życie dorosłe, że doświadczasz i czujesz, przeżywasz, rozwijasz się i leczysz - też po skończonej relacji.
Dokładnie tak. Nie byli zaręczeni ani zaślubieni. I choć to przykre dla osoby porzucanej, to jednak nie można odbierać prawa do rozstania, osobie której uczucia sie wyczerpały. A tu mam wrażenie, że Marysienka_4 uważa, że po 3 latach ma już obowiązek być z tą osobą bo inaczej zmarnował jej czas. Dlaczego zmarnował? Byli razem i na pewno spędzili wiele miłych chwil. Był z nią i był lojalny. A potem się rozstał. Uczciwie. Nikt nikomu nie marnuje czasu. Zwyczajnie ludzie są ze sobą, a potem decydują się na trwałą relację, albo rozstają. Jeśli nikt nikogo nie zdradził, to jest ok dla mnie. Niektóre kobiety chciałyby chyba wprowadzenia zakazów. Jak jesteś ponad rok to już masz obowiązek być z tą osobą do śmierci. A co jak to kobieta się rozmyśli? Wtedy tez marnowała facetowi czas?
I też należy dodać, że Noah od dawna nie czuł "tego czegoś". Sam mówił, że był z nią 3 lata i to głównie przez ich członków rodziny, którym podobał się obrazek Noah i Rebeki jako małżeństwa. A poza tym, ja nie odebrałam Rebeki jako "tej złej" i szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, że taki był zamysł. "Tą złą" tego serialu była rodzina Noah, która obsesyjnie myślała o Rebece jako przyszłej żonie Noah.