Trzeba się przyzwyczaić do specyficznego tempa i prowadzenia akcji. Nie ma jakiś wyróżniających się wątków, może pod koniec serialu jest więcej konkretów kiedy na pierwszy plan wysuwają się wątki dzieci Barbary i Bogumiła. Ale na początku wygląda to jak pojedyncze sceny z życia danej rodziny. W jednej scenie jest wiosna, w kolejnej jesień albo zima. W jednej scenie Barbara jest w ciąży, a w kolejnym już jakiś czas po urodzeniu dziecka. W jednej chwili beztrosko bawią się ze swoim pierwszym dzieckiem, a w drugiej już wyprawiają mu pogrzeb. Gdy oglądałem dwuodcikowy film było tak samo pod tym względem. Sądziłem, że w 12-odcinkowym serialu nie będzie takich przeskoków czasowych, ale też są obecne. Trzeba do tego przywyknąć.
Najbardziej podobały mi się sceny kiedy Niechcic i jego ludzie pracowali na polu. A to żniwa, a to wykopki, a to sianokosy. I do tego wspaniała muzyka Kazaneckiego, który niczym Vivaldi rysuje piękno poszczególnych pór roku. A jaki ten Sarbinów jest piękny wiosną czy latem! Ile tam kwiatów kwitnie!