Mam wysoką tolerancję na długie wprowadzenia, sceny, w których bohaterowie mogą się uzewnętrznić, pozornie niewiele się dzieje itp. Ale to jakie w "Nocnej Mszy" są dłużyzny, to jest niesamowite. Podczas dialogu Rileya i Erin o tym, co jest po śmierci byłem bliski po raz pierwszy w życiu przewinięcia filmu, bo myślałem, że fizycznie nie wytrzymam tego nudnego gadania.
W tytule napisałem, że pięć godzin materiału nakręcone w siedmiu. Dupa tam, utalentowany scenarzysta wszystko co sensowne w "Nocnej Mszy" nakręciłby w długim, trochę ponad dwugodzinnym filmie. Na cholerę tu cały serial z tak długimi odcinkami?
Na + postaci i aktorzy (zwłaszcza pastor, miejscowy alkon i Bev), ładne widoczki i pomysł, na minus te dłużyzny nie do przebrnięcia i sporo idiotyzmów fabularnych (po co bohaterowie w finale podłożyli się postanawiając podpalić świetlicę i kościół w nocy, skoro wystarczyło im w ukryciu poczekać jeszcze dwie godziny, co... uratowałoby im życie?).
Najsłabszy netfliksowy Flanagan, niestety, chociaż wciąż widać, że to sprawny rzemieślnik. Pewnie w 2022 premiera następnego jego serialu, Midnight Club, oby było lepiej.
Tak jest, jak ktoś się wychował na vinach i tiktoku, na takiej zasadzie Tarkowskiego trzeba by przewinąć 90% ¯\_(ツ)_/¯