Coś z zupełnie innej beczki, 8-odcinkowe totalne nocne szaleństwo, jazda po bandzie bez trzymanki!
Bez znieczulenia i groteskowo ale ze wspaniałym wyczuciem, bez popadania w prostacką obsceniczność.
Intensywne ale nie przesadzone, zagmatwane ale zrozumiałe, mroczne ale lekkie; przede wszystkim niesamowicie wciągające, niespieszne hipnotyzujące tempo, które daje czas na wczucie się w sytuację ale nie daje czasu na choćby chwilę nudy (może trochę z wyjątkiem 1-go odcinka). Charaktery mocno zarysowane i wspaniale zagrane – a to głównie zasługa scenariusza który daje aktorom niezliczone okazje do wykonania solidnej roboty.
Świetna obsada, wspaniałe role Cathrine Keener (Boro), Erica Lange (Lou) i Rosy Salzar (Lisa Nova). Pozostali też naprawdę dobrze.
Dialogowe wkręty godne Tarantino, klimat gęsty niemal jak u Lyncha, body horror niemal jak u Cronenberga czy Żuławskiego, do tego dziwna nieoczywsta logika i przewrotność szamańskich rytuałów zakrzywiająca rzeczywistość niemal jak u Lantimosa. Te wszystkie "niemal" nie znaczą "gorzej" – po prostu "inaczej" – to nie naśladownictwo tylko oryginalna dobrze przemyślana opowieść (wzięta z powieści ale wspaniale zaadaptowana) i konsekwentnie budowany nastrój.
Trochę brakuje muzyki (w szczególnośći gdy porównać z Lynchem) ale to niekoniecznie jest wada. Podkład jest minimalstyczny i bardzo podprogowy a to akurat dobrze buduje klimat. Do tego sporo mniej znanych ale znakomitych kawałków; apogeum w odcinku 6: Primus i Concrete Blondie – ekstaza!
Niby czuć Netflixową tandetę ale ona się tutaj fantasycznie sprawdza, najlesze kino klasy B jakie można sobie wyobrazić.
W zasadzie to nie tandeta tylko po prostu minimalizm i oszczędność w środkach, co znakomicie wpłynęło na sposób opowiadania i stworzyło niepowtarzalną atmosferę. To nie jest arcydzieło ale ma wszelkie cechy dzieła kultowego. Czy tak się stanie – tego nie sposób przewidzieć (może wkrótce, może za 20 lat a może, niestety, nigdy).
To historia z gruntu niemoralna, nic tu nie jest oczywiste, nie doczekasz się sprawiedliwości, niewinny trup ściele się gęsto, głupota, absurd, egoizm (wręcz egotyzm) i zacietrzewienie wychodzą niemal z każdego kadru – a jednak wszystkie te postacie są, nawet jeśli wkurzające, to bliskie i na pewno nie obojętne. Dzięki temu naprawdę trudno się oderwać.
Najpoważniejszą wadą jest dziwne zakończenie, pozostaje duży niedosyt, tak jakby miało być coś dalej.
Ale może to dobrze? Byłbym wniebowzięty!