Serial nie jest zły i ogląda go się bardzo dobrze, może dlatego że nie przeżywam dogłębnie detali typu "dlaczego on trafił w lampę?!"
Co mnie jednak w nim trażni, to stale obecna atmosfera wysokiego "C". W tle- niezależnie od tego czy bohaterowie akurat jedzą zupę, gapią się w laptopa, uprawiają seks czy patrzą w sufit- wiecznie przewija się podniosła, "mroczna" muzyka, aktorzy z wyjątkiem Pazury wygłaszają wszystkie swoje teksty ze śmiertelną powagą, no naprawdę można pomyśleć że chodzi o przyszłość Galaktyki. Aktorzy...zaskoczenie,ale dla mnie najlepiej wypada Pazura, który ze swojej sztampowej roli stara się wycisnąć co się da. Różdżka stale wygląda jakby bolał ją ząb albo użądliła osa. Co do Cynke, to nie czepiałabym się. To jej pierwsza duża rola, właściwie ekranowy debiut, a jak na debiut to sprawia się nieźle. Dobrze oddaje wrażliwość, zagubienie ale również inteligencję Alicji, zdecydowanie mogłaby jednak stonować nieco swoją grę, bo ciągłe łzy w oczach i drżące usta po chwili jednak drażnią.
Przede wszystkim jednak- zepchnięcie Kruszona i Granda pod dywan to zupełne nieporozumienie. Rozumiem, że chcieli dać szansę nowym bohaterom, ale Szyc i Małszyński mieli grać role DRUGOPLANOWE. Drugoplanowe, a nie śmieszne, dwuminutowe epizody. To tak jakby w kolejnej serii "Rodziny Soprano" scenarzyści pozbyli się Tonego, a zamiast niego wcisnęli widzom blond laskę.