Serial jest naprawdę dobry - świetnie przedstawione realia, dobre aktorstwo, przepiękne krajobrazy (ach, ta Szkocja...), a szczególne brawa należą się ode mnie za użycie języka gealic. W okolicy 10/11 odcinka zaczęła mnie jednak straszliwie irytować Claire. Czy urwałoby jej, za przeproszeniem, du.pę, gdyby CHOĆ RAZ posłuchała Jamie'go albo zwyczajnie zamknęła paszczę i przemilczała tak totalnie niestosowne i niebezpieczne w epoce, w której przyszło jej żyć, komentarze? Rozumiem, kobieta wyemancypowana i tak dalej, ale zdrowy rozsądek powinien pomóc jej dostrzec granicę. Mam tu na myśli zwłaszcza sprawę z Geillis. Ale były też inne, drażniące mnie kwestie, gdzie naiwność, żeby nie powiedzieć - głupota Claire była po prostu rażąca.
Postawa Claire rozczarowała mnie tym bardziej, że na początku serialu całkiem dobrze sobie radziła, zmyślając i dostosowując się do czasów, w które ją przeniosło. Potem tak jakby zdurniała - czyżby od nadmiaru seksu?