lepsza jest moim zdaniem Kompania Braci. Jakoś bardziej mnie wciągneła historia żołnierzy oddziału desantowego w europie, niż ta na pacyfiku.
Obydwa seriale są super. Choć chyba masz racje Kompanie Braci szybciej jeszcze raz bym obejrzała niż Pacyfik.
W Kompanii braci więcej jest akcji, jakaś taka spójniejsza fabuła i praktycznie całość dotyczy wojska i działań wojennych. A tutaj jest za dużo takich zamulaczy, jak np. pobyt w Australii, albo jakieś tam rozterki Basilona. Nie jest to złe, ale robi się z serialu obyczajówka, a przecież chcemy serialu wojennego. Poza tym, realia Europejskie są bliższe polskiemu widzowi, wojną na Pacyfiku mało kto się w gruncie rzeczy interesuje.
Nie zgodzę się. Pomimo że lubię Kompanię braci, uważam że Pacific jest lepszy - głębszy, bardziej mroczny, o silniejszym przekazie. Wątek Eugene Sledge'a momentami kojarzył mi się z Jądrem ciemności Conrada w upiornej scenerii Peleliu i Okinawy. Świetny serial.
ten serial jest do kitu w połowie, powinno być 5 odc a nie 10, dużo gadania, dymania się, jakieś rozterki cywilów, nuda, mało bitew, a jak są to jakoś marniej zrobione od tych w kompanii
słabo
wyrażam opinię, po prostu hmm to ma być wojna, zabijanie krew pot i łzy, a nie jakieś rozterki i robienie dzieci
no wiem ale ile można było czekać ! :)
poza tym hmm te walki sa jakieś takie plastikowe, hmm dziwne, głupotą też było że żółtodziobów kocili, zamiast im pomóc, no ale hmm marines to było bydło w przeciwieństwie spadochroniarzy którzy byli elitą
To przeczytaj książkę "kompania braci" tam bardziej szczegółowo niż w serialu jest omówiony stosunek "starych" weteranów do kociaczków z uzupełnień.
A wojna to nie jest ciągłe strzelanie i latające flaki wkoło dzień w dzień przez 24 godziny na dobę. W serialu Pacyfik pokazano różne aspekty frontowego życia.
kompanie bracii czytałem chyba z 15 razy :) jest opisane że nie chcieli się z nimi kumplować, ale nie dokuczali im, a winters zmuszał starych do nocnych szkoleń z młodymi, po prostu nie chcieli się, nie było napisane że im dokuczali.
Mnie strasznie irytował Merriell "Snafu" Shelton, taki kozaczek jeden, burak największy z serialu, modliłem sie by go jakiś japoniec rozpłatał, by w końcu mu ten głupi wyraz twarzy zszedł. Wczorajszy odc dobrze zobrazował bezsensowność relacji i kocenia prawie na pierwszej linii, gość się wyśmiewał z laski jednego to zaczeli się bić, rozdzielono ich i idealnie w tego co się zaczynał trawił pocisk :) tak jakby przypominają że to wojna a nie pseudopsychologiczne zagrywki i jakieś próby dowartościowania się.
Jak nazywa się ten koleś co wyrywał wszystkim złote zęby??
On mi jakiegos cygana przypomina