Witam. Zastanawiam się czy większość z nas oglądających Pacyfik sympatyzuje się z tymi samymi bohaterami i stąd moja propozycja - piszcie którego bohatera Pacyfiku lubicie najbardziej, a którego najmniej.
Ja np. bardzo lubię Roberta Leckie za jego poczucie humoru, wrażliwość i (nie ukrywam) za to, że jest bardzo przystojny :)
Ponadto Merriell "Snafu" Shelton - moim zdaniem genialnie odegrana rola przez Rami Maleka. Pasuje mi do tej roli jak druga połówka jabłka.
Natomiast jeśli chodzi o antypatię to czuję takową do Eugene B. Sledge'a - wydaje mi się trochę żółtodziobowaty nawet podczas scen, kiedy niby ma być kreowany na "twardziela". Denerwują mnie te jego dziwne spojrzenia. Ja rozumiem, że przeżywali tam ogromny dramat, ale jakoś ta jego rola mnie nie przekonuje...
A jakie są Wasze opinie?
a ja właśnie najbardziej lubię Sledge'a. Fakt, trochę przymulony chodzi większość czasu, ale to chyba wpływ tego całego wojennego zamieszania tak na niego działa. No i rzeczywiście, etykieta twardziela trochę do niego nie pasowała, ze względu chyba na młodzieńczą twarz. Ale gość bardzo dobrze dobrany do roli żółtodzioba który z czasem zdobywa doświadczenie i respekt reszty załogi.
Dobra scena to był Snafu i jego "wyścig w workach":) hehe nie no najbliżej mi do Eugene`a
Mój ulubiony to zdecydowanie Leckie na linku niżej macie zdjęcia prawdziwego Sledge'a i Snafu :)
http://content.lib.auburn.edu/cdm4/item_viewer.php?CISOROOT=/ebsledge&CISOPTR=43
To zdjęcie, jak i wiele innych które można znaleźć na tej stronie, pochodzą ze zjazdu, nie wiem czy całej 1 dywizji Marines czy tylko z tego 5 pułku czy K 3/5, gdzieś z początku lat 80tych chyba 80 albo 82 rok nie jestem pewien, na innych zdjęciach można również odnaleźć Leydena, Burgina, de L`eau i wielu innych.
Tak, muszę się z Tobą zgodzić, że większość bohaterów serialu jest bezbarwna. Ale może i było to celowe, bo na Pacyfiku walczyli wszyscy: ładni, brzydcy, ciekawi, nieciekami, twarziele, mięczaki itp. Stąd różnobarwność postaci. Osobiście (do czasu) muszę się przyznać, że podobała się też rola Sierżanta Johna "Manila" Basilone, ale tylko do pewnego momentu. W chwili, gdy nagle (w sumie to ni z tego ni z owego) zaczęli ukazywać go jako wielkego bohatera przestała mi się podobać jego rola. A już zdecydowanie potwierdziło moje przekonanie to, jak obejrzałam odcinek "miłosny". Było to jak dla mnie totalnie nierealistyczne. Chyba jeden z najgorszych. A już na pewno taki, kóry totalnie (mówiąc potocznie) zmaścił odgrywaną przez Sedę rolę.
trochę to dziwne, że piszesz
"...(w sumie to ni z tego ni z owego) zaczęli ukazywać go jako wielkego bohatera..."
chłop dostał jeden z najważniejszych medali z odwagę, był bohaterem walk na Guadalcanal, a to że wojsko/media/propaganda zrobiły z niego super gwiazdę, super bohatera dla własnych celów to już nie wina twórców filmu tylko samego życia.
Nie o to mi chodzi, odniosłam jakieś takie dziwne wrażenie, że za mało pokazali jego "bohaterskości" w Pacyfiku. Oglądając nie odniosłam wrażenia, że osiągnął więcej niż inni jego kompani, a tu nagle tylko on zostaje odznaczony i to jako WIELKI BOHATER. W rzeczywistości był zapewne tym wielkim bohaterem, ale wydaje mi się, że jakoś za mało bohaterskości pokazał Pacyfik. Takie jakieś dziwne odcucia... Oczywiście każdy ma prawo do swoich... :)
Obawiam się, że cokolwiek by pokazali to zawsze było by albo za dużo albo za mało, do KB też były pretensje - jak coś świadczące o odwadze to od razu nierealistyczne - Winter by tak nie zdobył dział, nie możliwe że sam dobiegł do SS-manów bo to nie idioci i by go rozwalili, Speirs biegnący pomiędzy Niemcami to totalna głupota.
Był już tu temat naśmiewający się z bohaterskiej śmierci Basilone... nie ma siły, nie dogodzisz ;)
z poczatku to moim najlepszym bohaterem byl Robert Leckie, (ktory zreszta dziedziczy moje imie ;)), ale teraz to najlepiej oglada mi sie "Snafu". na poczatku mialem do niego wielka antypatie za jego dziwaczne zachowanie, ale pozniej polubilem tego swira ;)
Dokładnie! Też na początku go nie lubiłam, ale nawet wtedy uważałam, że świetnie nadaje się do tej roli. I z odcinka na odcinek uświadamiam się w tym coraz bardziej...
Tak. Snafu wymiata. Ten jego akcent :) Tylko dlatego nie oglądam pacyfiku z lektorem tylko z napisami, aby usłyszeć ten przyćpany ton Snafu :)
tak jest, Snafu, dziś było dobre: " hej maleńka, chodźmy na koniec przedziału to pokażesz mi dupe" oO :D ^^
Tylko Snafu dla mnie zagrał rewelacyjnie w tym filmie reszta to taka niejaka może jeszcze trochę Slegde na początku.
A dla mnie ulubioną postacią był Hoosier. Podobało mi się jego poczucie humoru. Ogólnie cała paczka Leckie'go była ciekawa. Snafu też polubiłam ale dopiero po jakimś czasie. Z kolei jeżeli chodzi o Sledgea to dla mnie masakra. Denerwowały mnie sceny z jego udziałem. Był taki nijaki, jak dla mnie nic ciekawego nie wniósł do filmu a powinien bo był jednym z głównych bohaterów. No i jeszcze muszę wspomnieć o kapitanie Ack Ack. Krótko grał ale jakoś pozytywnie go zapamiętałam.
Snafu - dość szybko go polubiłem, mimo iż z początku wydał mi się dupkiem. Bardzo dobry był też sierżant Haney - twardziel i z pozoru facet nie do zdarcia.
Moim ulubionym bohaterem jest Merriell "Snafu" Shelton . Aktor, który go zagrał pokazał klasę ;]
Sgt. Elmo "Gunny" Haney to był dopiero świr:) i jak wszyscy, lubiłem tez Snafu.