Nigdy nie zrozumiem fenomenu tej produkcji. Już filmy z serii "Madagaskar" nie są dobre, ale wersja serialowa jest jeszcze gorsza niż wszystkie pełnometrażowe odsłony wyżej wymienionej franczyzy. Kiedyś obejrzałem zdecydowaną większość odcinków w telewizji i dzisiaj absolutnie żałuję każdego z nich.
Fabuła poszczególnych odcinków jest infantylna, przewidywalna i do bólu nieciekawa. Humor tu prezentowany wywołuje u mnie wręcz odruch wymiotny. Jak ludzi może bawić pierdzenie, bekanie, rzyganie i tym podobne sytuacje? Do tego dochodzi pełno wymuszonych, żenujących tekstów, które na siłę próbują być zabawne.
Postacie są straszliwie irytujące, jednowymiarowe i przerysowane, a ich zachowania niedorzeczne oraz niekonsekwentne. W szczególności denerwują mnie lemury, których zachowanie nie dość, że powoduje u mnie głębokie zażenowanie to do tego zgodnie z historią pierwszego filmu powinny przebywać na Madagaskarze, a nie w Nowym Jorku. Prawdopodobnie zostały tutaj dodane tylko i wyłącznie z powodu ich popularności co jest kolejnym argumentem przeciw.
Oprócz tego serial absolutnie niczego nie uczy. Jest parę kreskówek, które oprócz godziwej rozrywki prezentowały również sensowne morały. Ta absolutnie do takich nie należy.
Najgorsze jest jednak, że te cała ta "radosna" gromadka uzbierała spore grono fanów, którzy są w zdecydowanej większości chamscy, wredni i nie tolerują odmiennych opinii. Niestety taki zarzut dotyczy większości fandomów...
Jedynym pozytywem jaki tu znalazłem jest fakt, że seria nie jest już dłużej produkowana i nie ciągnie się już jak choćby "Spongebob", którego zgodnie z tym co czytałem nawet fani mają serdecznie dosyć.
Podsumowując, "Pingwiny z Madagaskaru" to naprawdę okropna, obrzydliwa i odpychająca kreskówka. Nie mam pojęcia dlaczego wszystkim innym się podoba, bo u mnie zajmuje trzecie miejsce wśród najgorszych seriali animowanych jakie widziałem. Trzecie, bo jeszcze gorzej prezentują się niesławni "Władcy Much" (nie mam zamiaru pisać "prawidłowo" tytułu tej abominacji) i... inna pochodna "Madagaskaru" czyli "Niech Żyje Król Julian".
To było straszne doświadczenie!