Część szósta moim zdaniem wypada najciekawiej. W ogóle ta seria pokazuje, że komedie romantyczne (bo to jednak taki gatunek) można napisać jednak nieco mniej sztampowo. Właściwie każda z tych historii gdyby była rozpisana do pełnometrażowego filmu byłaby tysiąc razy lepsza niż większość masowo produkowanych rom-comów (może poza Testem (straszne dziwadło, miało być chyba oryginalnie ale kogos poniosło) i Grzesznicą (Konarowska zaskakująco fajnie wypadła ale cały koncept bleh))