Chyba najbardziej (poza fabułą w każdym odcinku opartą na - jeden problem z życia miasta-akcja-rozwiązanie przez
barbiego/julię) drażni mnie psychologia postaci w tym serialu. Po wielu innych produkcjach, które niedawno wyszły,
nie potrafię się nadziwić jak płytko potraktowano wszystkie postacie i wątki.
Na początku to jeszcze trzyma się kupy, mamy dużo dużo wątków i wszyscy łączą się w jakieś pary
- bunkier angie i juniora
- joe i norrie
- lesbijskie mamy (i niedokończony wątek ojca, która pojawił się znikąd a norrie po jednym dniu zapomniała o całej
sprawie wtf)
- szeryf i lynda
- machloje jima i ojca
- julie, śmierć męża i barbie
- para radiowa
Niestety w połowie serialu jak cała wieś zaczęła wymierać, wątki zmieniły się w:
- przygody dzieci i jaja
- zly jim
- julie i barbie rescuers
Co jest bardziej niefajne, każda postać jest spłaszczona do granic możliwości, dociekliwa dziennikarka, waleczny
introwertyk barbi, zły dżim, dzieciaki to w zasadzie każdy jest taki sam. Jedyne ciekawe w miarę postaci to Junior i Jim,
którym i tak brakuje sporo do dobrze rozrysowanej postaci.
Cały serial ma się wrażenie, że w mieście jest 6 osób, które mieszkają obok siebie. Reszta miasta to kmioty-debile,
które nie potrafią samodzielnie myśleć i standardowo troje czternastolatków olśniewa wszystkich swoją wiedzą.
Lynda po drodze przyłączyła się do miejskiego tłumu i po prostu jest przeszkadzaczem urozmaicającym fabułę.
Szkoda, na początku myślałam że każda postać jest podana jak na tacy aby ułatwić identyfikację przy mnogości
wątków, lecz później to się zmieni. A w końcu taka fabuła zasługuje na coś więcej niż walkę dobrych dzieci ze złym
jimem i wieśniakami w mieście, zasługuje na jakiś fajny rys psychologiczny i trochę refleksji.