Oglądam go po raz pierwszy, a serial ma prawie 20 lat. Podobnie, obejrzałam jakiś czas temu po raz pierwsze LOST. I różnica jest miażdżąca. Lost trzyma poziom i to bardzo. Natomiast Prison...oj trąci myszką. To trochę takie naiwne kino lat 90tych. Łykaj widzu te głupotki boś nie za mądry i we wszystko wierzysz. Po pierwsze, główny bohater jest niczym Steven Seagal. Mimika twarzy właściwie nie istnieje. Mina za każdym razem taka sama, bez emocji, niemal martwa. Jego brat, kark i paker, dla którego prawniczka, ładna i inteligenta rzuca wszystko by go ratować. Jakoś mało to wiarygodne. Zwłaszcza, że traci i to dosłownie całe swoje życie. Mieszkanie, narzeczonego, pracę - hmmm...... Siła miłości? Takiej reaktywowanej?
Samo bytowanie w więzieniu nasuwa wiele pytań. A pierwsze i zasadnicze jest takie, że bohater w teorii siedzi miesiąc a wydarzeń jest to na co najmniej rok. Ja wiem, że licencia poetica ale na Boga, trochę realizmu. Ot choćby taki przykład, nasz paczka traci miejsce pracy w magazynie. I musi to odkręcić. I nie wiedzieć jakim cudem właściwie godzinę później już raźno maszerują z łopatami do pracy. Przecież papierologia i załatwienia takich rzeczy twa dni, na pewno nie minuty. Leki cukrzycowe - to samo,. Rano ich nie ma (są trudno dostępne) a późnym popołudniem już są! Co za bzdura. Załatwienie możliwości pracy dla więźnia w konkretnym miejscu też trwa przynajmniej kilka dni. A tu, ciach i po kilku minutach już zmiana. I przelew na konto klawisza. Rano nie było, wieczorem już kasa u niego była. Co za bzdura, zwłaszcza w latach 2005. Dokumenty finansowe sobie siedzą w sieci i tylko czekają by je obejrzeć. I to są ewidentnie skany co widać w filmie. ech naiwności!
Pani adwokatka świadkini zabójstwa nie nagrywa tego na komórkę?????? Choć jest tuż obok, wszystko słyszy i widzi. Na litość. Są granice głupoty
Takich kwiatków i kwiatuszków jest masę, ale żeby nie było - film mi się podoba i na razie dzielnie go oglądam. Choć 10 to to nie jest. Na razie taka siódemka z minusem. Niemniej myślałam, że tak chwalony i wielbiony serial jest jednak lepszy. Taki Wenworth to przy tym serialu to perła. Dużo lepszy, wiarygodniejszy i sensowniejszy. A tu - niestety amerykański półprodukt bazujący na niskich emocjach i naiwności widzów. Szkoda
Ehh... Z 10 minut pisałem odpowiedź, ale niestety Filmweb jak zwykle w najlepszym momencie musi dać mi w kość. No nic, pozostaje tylko podpisać się imieniem pod Twoją opinią, bo to w skrócie zawarłem w moim wpisie. Z jednym zastrzeżeniem - nie sposób omawiać tego serialu bez wspomnienia o kapitalnych kreacjach aktorskich - Abruzzim i T-Bagu.
Obydwa seriale obejrzane właśnie po raz drugi po latach i podobne wrażenia, Lost wytrzymał próbę czasu a Prison Break troszkę gorzej. Ale i tak warto poświęcić mu czas