... totalny brak emocji, skruchy, łez, poczucia winy, żalu u ojczyma i „matki”
Mnie najbardziej poruszyło jak nauczycielka pokazywała zdjęcia Gabriela z Dnia Matki, całego poobijanego, ale wciąż kochającego Mamę.. I jeszcze ta laurka.. Straszne.
To też było dla mniej najbardziej bolesne... W takim stanie,wypuścili go do szkoły dopiero po 13 dniach, a on uśmiechał się do zdjęć dla mamy i robił dla niej kupony pn. "Wspólny czas" ... To jest niesamowite ...
Dla mnie niezrozumiałe, że rodzeństwo Gabriela nie starało się mu pomóc , najstarszy brat już był głupim podlotkiem. Nie potrafię tego ogarnąć rozumem . Tak samo jak nie wyobrażam sobie, abym będąc w położeniu nauczycielki, kazała wsiadać do autobusu , temu cierpiącemu, maltretowanemu dziecku ..widząc jak wygląda , widząc jego bezsilność i płacz :( Wolałabym narazić się na wszelkie nieprzyjemności, ale ratowałabym to dziecko .
Różnie to bywa z dziećmi. Jak patrzysz jak Twoja rodzona matka z „chłopakiem” katuje Twojego brata to tak naprawdę umierasz ze strachu. Widzisz, że jemu nikt nie pomaga, to i Tobie nie pomoże. Te dzieci żyły w patologii i na pewno były przerażone. Przerażone dziecko nie myśli racjonalnie jak dorosły... mi szkoda tych dzieci. Dorosną i wtedy będą zadawać sobie dokładnie te same pytania, które Ty zadajesz. Przykre to bardzo, że dwoje takich oprawców może złamać tyle żyć. Dla mnie ten spaślak powinien siedzieć do końca życia w więzieniu, na śniadanie żreć żwirek a przez resztę dnia żeby go wszyscy więźniowie traktowali tak, jak on to biedne dzieciątko.
Zachowanie rodzeństwa jest zrozumiałe. Patrząc codziennie na kotowanie swojego brata i jego bezsilność, brak jakiejkolwiek reakcji z zewnątrz wiedzą, że mogłyby liczyć na to samo, gdyby stały się ofiarami rodziców. Ciężka sprawa, ale to nadal były dzieci. Często dorośli w takim przypadkach nie wiedzą co zrobić, więc nie można winić tych dzieci za to, że nie reagowały, bo co miały zrobić? Ich brat chodził do szkoły z widocznymi śladami katowania i dosłownie nikt się tym nie zainteresował do tego stopnia, aby ukrócić jego cierpienia, więc nie dziwi mnie to, że jego rodzeństwo nie reagowało. W tej sprawie ta wiele osób dało ciała, że aż mnie trzęsie, gdy o tym myślę, ale ta nauczycielka ze szkoły rozłożyła mnie najbardziej. Jak można wypuścić dziecko ze szkoły w takim stanie, gdy widzi, że jakiekolwiek próby reagowania kończą się tym, że dziecko jest katowane jeszcze mocniej. Nie wypuściłabym tego dziecka za próg klasy, dopóki odpowiednie służby by się tym porządnie nie zajęły, a ta kończyła na telefonach i go tak zwyczajnie odsyłała do domu. W głowie mi się to nie mieści.
Jeśli przygarniesz bezprawnie dziecko które nie jest pod twoją opieką możesz trafić do więzienia za uprowadzenie. Nauczycielka robiła co mogła w tej sytuacji żeby nie narażać siebie. Co niby miała go na siłę zatrzymać u siebie żeby trafić do więzienia za porwanie? Jedyne wyjście to zabrać go i ukryć, ale to też niebezpieczne. Chłopiec chciałby w końcu wrócić do rodziny.
"Co niby miała go na siłę zatrzymać u siebie żeby trafić do więzienia za porwanie? "
Nie, nikt nie sugeruje porwania lub uprowadzenia. Popraw mnie, jeśli się mylę, bo serial obejrzałam trzy lata temu, ale nauczycielka dzwoniła tylko powiadomić, że do jej klasy chodzi chłopiec, który wykazuje ewidentne oznaki bycia ofiarą przemocy domowej? Bo z tym "nie wypuściłabym tego dziecka za próg klasy" miałam na myśli dokładnie to. Mogła go zatrzymać po lekcjach pod jakimś pretekstem, co się zdarza i w tym czasie zadzwonić do opieki społecznej lub innych odpowiednich służb i powiedzieć, że w jej klasie właśnie jest dziecko, które jest pobite oraz jest ofiarą przemocy domowej od dłuższego czasu i czeka, aż się pojawią. Mogła zadzwonić nawet w trakcie trwania lekcji, bez potrzeby zatrzymywania chłopca po lekcjach. To robi różnicę, bo telefon po godzinach pracy (jeśli tak robiła, naprawdę teraz tego nie pamiętam) z informacją, że w domu jednego z uczniów źle się dzieje i prosi o interwencję to nie to samo co telefon z pobitym dzieckiem w klasie obok i przypilnowaniem, żeby te służby faktycznie się pojawiły. Oczywiście, że nie powinna go zabrać do swojego domu, ale ewidentnie zrobiła za mało.
Uważam że zrobiła co mogła. Zgłosiła w odpowiednie miejsce i nikt się nie zainteresował. Uważasz że jakby to zrobiła w trakcie lekcji to by zrobiło różnice i służby by się zainteresowały? Naprawdę w to wierzysz. To wina opieki społecznej i tylko niej. Nauczycielki nie mają za zadanie przetrzymywanie dziecka wbrew woli prawnych opiekunów.
Opieka społeczna zawaliła na całej linii. O tym jest ten dokument. Znam wiele takich przypadków gdzie opieka zamiast spełniać swoje funkcję olewa sprawę. To jest ich zadanie by interweniować w takich przypadkach. Nie rozumiem czemu ludzie obwiniają nauczycielkę. Zgłaszała parę razy i nikt nie interweniował. Co mogła sama zrobić gdy opieka nic nie robi. Nauczycielka zgłaszała sprawę parę razy do tej funkcjonariuszki opieki, która zajmowała się rodziną Gabriela. Ta funkcjonariuszka niczego toksycznego w rodzinie nie zauważyła bo według jej szefa problem tkwi w tym, że mają mało pracowników, którzy są przeciążeni pracą - mając wiele rodzin na wglądzie ciężko zrobić wszystko dokładnie. Dodatkowy problem to pomieszczenia dla dzieci odebranych rodzicom są przepełnione, więc szefostwo żeby uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji kazało opróżniać pomieszczenia i nie przyjmować dzieci. To jest polityka na której cierpi małe dziecko.
Nauczycielka zgłaszała parę razy. Funkcjonariuszka olała sprawę bo dostała rozkaz z góry żeby nie odbierać dzieci. Dziecko umarło. Na końcu mówili też o drugim dziecku, które napotkało taki sam los pod jurysdykcją władz tej opieki. Nauczycielka, funkcjonariuszka opieki i jej szef to tylko pionki pod władzą tych ludzi którzy odpowiadają za śmierć Gabriela i przez których takie psychole jak matka i ojczym mogą bezkarnie chodzić sobie po tym świecie.
Bronisz tej nauczycielki chociaż sama się obwinia że zrobiła za mało. Jako jedna z nielicznych miała z chłopcem więź, opowiadał jej co się działo w domu. Zrobiła za mało ewidentnie. Gdy dziecko mówi że ktoś strzelił mu w twarz z broni pneumatycznej to czas żeby wziąć go do pielęgniarki szkolnej, wezwać policję a nie zgłaszać że chyba w tej rodzinie jest coś nie tak, bo to już nie przypuszczenia, a fakty. Zawiedli wszyscy. Wg mnie nie chodzi o sprawny system tylko o tę jedną osobę, która faktycznie dostrzeże ofiarę, katowane dziecko i stanie na głowie aby mu pomóc. To mógł być policjant, nauczycielka, babka z opieki - nie było tam nikogo kto faktycznie by się losem chłopca przejął.
Z tego co pamiętam to nauczycielka próbowała chłopca zatrzymać ale się nie udało. Każdy by się obwiniał w takiej sytuacji. Dokument jednak poruszał temat systemu opieki społecznej i bezduszności pracowników. Może masz rację że nikt się chłopcem nie przejmował bo teraz tacy są ludzie. Wystarczy spojrzeć na środowisko we własnej pracy.
Straszy brat był podlotkiem gdy toczył się proces i go przesłuchiwał ten policjant czyli kilka lat od zabójstwa ,on nie był dużo starszy niż Gabriel ,może miał z 10 lat gdy ten miał 8 ,skoro każdy dorosły miał w dupie Gabriela to myślisz ,ze zeznania 10latka by ktoś potraktował poważnie??
Mnie zirytowała postawa babci i dziadka. Dzieciak był szczęśliwy z wujkiem, wychowali go od małego, nikt z rodziny małego nie chciał. I nagle babcia z dziadkiem stwierdzili, że homo nie będzie wychowywać ich wnuka. Również są winni tego co się stało. Wyciągnęli go z kochającej rodziny tylko dla swojego ego.
Ale
Z tego co zrozumiałam, to
Zastrzeżenia miał dziadek ze strony matki. A ten z filmu to był stryjeczny dziadek, czyli wuj ojca. Czy się mylę?
Szkoda,że gość dostał karę śmierci i siedzi sobie w jednej celi czekając na wykonanie wyroku.Jakby dostał dożywocie,to do końca życia odczuwał by to,co robią w więzieniu z dzieciobójcami.Według mnie chciał dostać czapę,bo to jest w jego przypadku lepsze wyjście niż więzienie i pewnie dla tego zachowywał się jakby miał na to wszystko wywalone.