Tyle było reklamowania, zachęcania, promocji, a tu taki szajs.

Już nawet pomijając marną grę aktorską, na główną bohaterkę nie da się patrzeć ze względu na jej wybitną głupotę. Jest z przyjaciółką w bezpiecznej odległości od obozowiska, w którym właśnie są mordowani wszyscy jej bliscy? Wjedźmy tam na pełnej ******, mimo próśb Pym by tego nie robić, kompletnie bezbronne i pobiegajmy po obozowisku.

Nie mówiąc już o tym, że gdy tylko mogła cwaniakowała swoją mocą - czy to przy tym rycerzu w karczmie, czy to atakując chłopaka z wioski, bo zAsTrZeLiŁ jEj JeLoNkA, a gdy faktycznie jej moc by się przydała to nagle zapomniała języka w gębie i pokornie dała się zaciągnąć na stos, a następnie patrzyła jak mordują jej matkę.
A potem się dziwi, że jej nie lubią.

Inne postaci też nie są lepsze. Śniady Artur z plebsu? Według legend to prawowity syn Uthera Pendragona urodzony w południowej Walii, a nie jakiś uliczny śpiewak.

Tymczasem Merlin (czyli znany nam ze swojej inteligencji i ogromnej mocy czarodziej) został łysym, zapijaczonym fanatykiem, który w wolnym czasie albo podlizuje się królowi, albo zwija z bólu po porażeniu błyskawicą.

Na końcu jest jeszcze idiotyczna scena z atakiem wilków - idealne zwieńczenie tego odcinka. Zwierzęta gonią ją dłuższy dystans, ale na szczęście gdy Nimue wskakuje na metrowy kamień to akurat się męczą i nie robią tego samego tylko groźnie warczą i podskakują sobie na zmianę (nie wspominając już o tym, że gdy tylko zauważyła, że jest ścigana mogła po prostu wejść na drzewo. Całe życie mieszka w lesie, więc raczej powinna potrafić to zrobić, a na pewno byłoby to skuteczniejsze).

Wilki kulturalnie przerywają też atak, gdy główna bohaterka przypomina sobie, że ma przy sobie miecz i dają jej chwilę, by ogarnęła, że może się tym bronić. Nie musimy się też martwić, że przy nagrywaniu ucierpiały jakieś zwierzęta, bo efekty specjalne w scenie zabijania wilków przez Nimue są tak okropne, że gołym okiem każdy dostrzeże, że zostały one wygenerowane komputerowo.

Podsumowując zawiodłam się strasznie na tej produkcji. Można by jej wybaczyć dużą niezgodność z arturiańskimi legendami, wszak to tylko interpretacja, gdyby fabuła i aktorstwo były faktycznie na dobrym poziomie. Ale no, nie są.

Nawet serial z 2008 "Przygody Merlina", mimo mniejszego budżetu i braku niesamowitych efektów specjalnych, bije "Przeklętą" na głowę.