Dwa dni temu skończyłam oglądać Queer as folk i chciałam podzielić się moją opinią. Serial
wywarł na mnie ogromne wrażenie, tego posta zaczęłam pisać już wczoraj, ale w Wordzie
wyszły mi 3 strony, a i tak nie zawarłam wszystkiego, co chciałam. Stwierdziłam, że nikt nie
przeczyta tak długiego elaboratu, więc próbuję jeszcze raz, zwięźlej ;)
Jestem osobą, która dość emocjonalnie reaguje, gdy coś polubi i się zaangażuje. Tak jest tym
razem, serial wciągnął mnie niesamowicie i plasuje się w czołówce wszelkich obejrzanych
filmów i seriali na mojej osobistej liście. Uwielbiam Briana, który jest z pozoru narcystycznym
dupkiem, a tak naprawdę ukrywa wszystkie swoje uczucia i dla przyjaciół zrobiłby wszystko. I
Emmetta, który jest wspaniałym przyjacielem i jego blask towarzyszy nam od pierwszego do
ostatniego odcinka. Uwielbiam Debbie i Linsday, głównie za jej sceny z Brianem, kiedy widać,
że naprawdę rozumieją się bez słów. I wreszcie, uwielbiam Justina, mimo że w niektórych
momentach irytowało mnie jego zachowanie. Zazdroszczę mu tego upartego dążenia do celu,
cechy, której mnie niestety często brakuje. Mam jednak jedno zastrzeżenie co do konsekwencji
w kreowaniu tego bohatera. Wielokrotnie słyszymy od różnych postaci, że Justin, pomimo
swojego wieku, jest dojrzalszy od Briana. Lecz w wielu sytuacjach zachowywał się naprawdę
dziecinnie i miałam ochotę mu przywalić. To co, mnie urzeka jeszcze w QaF jest humor oraz
niesamowita chemia między Brianem, a Justinem. Moimi ulubionymi sezonami są 1, 2 i 3 i
wydaje mi się, że tam ta chemia jest najintensywniejsza, wręcz namacalna. Aż czasem ciężko
uwierzyć, że Gale Harold jest hetero.
Przede wszystkim jednak w tym poście chciałam poruszyć temat zakończenia. Oglądając
ostatni odcinek okropnie płakałam i jeszcze następnego dnia miałam łzy w oczach, gdy
pomyślałam o tym. Ale uważam, że zakończenie jest…dobre. Mimo, że jest we mnie ta
romantyczna część, która chciałaby, aby Brian i Justin byli razem i żyli długo i szczęśliwie,
ostateczne rozwiązanie pasuje do charakteru tych postaci. Chyba większość z nas,
oglądających QaF, od początku czekała aż ta para dotrze do momentu, w którym będą
prawdziwymi partnerami. Chociaż wylałam łzy, to niekonwencjonalne zakończenie jest
prawdopodobne. Przeczytawszy różne opinie innych na ten temat, także tu na filmweb, bardzo
się zdziwiłam jak niektórzy je postrzegają. Justin nie zostawił zakochanego i cierpiącego
Briana dla kariery w Nowym Jorku, to była ich wspólna, świadomie podjęta decyzja. Czy tylko ja
mam wrażenie, że od momentu przyjęcia oświadczyn przez Justina, Brian nie wyglądał na
szczęśliwego? Mówiąc szczerze, ta nagła odmiana Briana Kinney od początku była dla mnie
naciągana. Oczywiście, nie przeczę, że ten bohater zmienił się na przestrzeni całego serialu-
jak najbardziej tak i jest to jeden z najlepszych wątków serii. Kiedy proponuje małżeństwo,
wypowiada słowa, które są pewnego rodzaju kluczem- mówi, że stałby się kimkolwiek, aby
uszczęśliwić Taylora. Powiedział mu, że go kocha, oświadczył się, bo bał się, że po raz kolejny
może go stracić i będąc przerażonym tym, co stało się z Michaelem. Ucieszyłam się, że na
początku Justin też to wiedział i powiedział nie. Kupuje ogromny dom na wsi i zamienia się w
„ciotę ze Stepford”, bo myśli, że to uszczęśliwi drugiego chłopaka. I tu pojawia się największy
paradoks tej sytuacji i ich związku. Justin dostał to, czego chciał- Briana Kinney, który nie
zwraca uwagi na innych facetów, jest czuły, romantyczny i świata po za nim nie widzi. Lecz
okazało się, że taki Brian Kinney traci swój urok, nie jest tą osobą, w której się zakochał, a na
dodatek świadomie pozuje na inną osobę. A Justin nie chce być z wersją demo Briana. On
chciałby, aby prawdziwy Brian mu to zaoferował, jednak to nie jest możliwe. Bo Brian nigdy w
100% nie zmienił swoich poglądów, nie zaczął uważać monogamicznego małżeństwa
wiedzionego z Justinem na wsi za cel i sens swojego życia, nie stał się Michaelem. I tu widzę
największy paradoks- mimo uczucia do siebie nie mogą stworzyć związku, w którym obaj byliby
w pełni usatysfakcjonowani, ponieważ Brian nie byłby do końca sobą, a Justin, mimo że
chciałby stworzyć dom z Brianem, kocha tą jego buntowniczą wersję, jego prawdziwego. Tylko
że z prawdziwą wersją nie stworzy związku, którego pragnie. Przychodzi mi trudno w ogóle
napisać to, co siedzi mi w głowie na temat tej całej sytuacji. Dochodzi jeszcze kwestia kariery
Justina. Być może w 1 czy w 2 sezonie byłby w stanie wybrać Briana i zostać w Pittsburghu,
jednak później jest świadomy swojej wartości i talentu, chce dać szansę sobie jako artyście. I
Brian nie pozwoliłby mu nie wykorzystać takiej szansy.
Nie jestem przekonana, czy Justin wróci z Nowego Jorku. Pamiętamy, co było, kiedy wyjechał
do Los Angeles. Być może nie wróciłby, gdyby nie przerwano kręcenia Rage’a. Mam też
przeczucie, że Brian nie specjalnie pałałby chęcią, aby go odwiedzać, a przecież jest bardzo
bogaty! Mógłby co weekend latać do NY i się z nim widywać, czy też sponsorować Justinowi
podróż do Pittsburgha.
Wydaje mi się, że Brian wyszedł na tym wszystkim najgorzej. Justin wyjechał do NY, Michael
ma rodzinę, Mel i Linds też właściwie zniknęły z ich życia… co teraz będzie robił Brian Kinney?
Osobiście nie wierzę, aby wrócił do życia klubowego chłopca. Oczywiście nie sądzę, aby
całkowicie przemienił się w spokojnego domatora, ale jednak trochę się uspokoi. I tu pojawia
się kwestia, która nie daje mi spokoju od skończenia oglądania serialu. Może jakaś osoba
przeczyta ten post i uspokoi moją strapioną duszę ;) Skoro wg mojego rozumowania Brian się
trochę uspokoi, to czy nie stanie się tym, kogo Justin pragnął? Czy jego wyjazd nie spowoduje,
że pozostawił takiego Kinney’a, z którym mógłby związać się na poważnie? Ta myśl naprawdę
mnie dołuje, ale z drugiej strony cieszę się, że Justin ma szanse zrealizować się w sztuce.
Lubię myśleć, że za parę lat, kiedy Brian dojrzeje do związku, Justin wróci i będą mogli być
razem.
Będąc na samej końcówce ostatniego odcinka nie mogłam uwierzyć, że tak się skończy. Co
chwilę sprawdzałam, ile minut zostało do końca, czekając na jakiś dramatyczny zwrot akcji i
pojawienie się mojego ulubionego blond bohatera. Nic takiego się nie wydarzyło, a w mojej
głowie powstała wizja pięknej klamry kompozycyjnej (czytałam w jakimś krótkim wywiadzie z
twórcami, że ostatnia scena nie rozgrywa się tylko w umyśle Briana, ale bohaterowie
naprawdę znajdują się w reaktywowanym Babylonie)- Brian, Michael, Emmett, Ted wychodzą z
Babylonu i widzą kroczącego lub opierającego się nieopodal Justina W sposób, jaki
rozpoczęła się ich fantastyczna znajomość, teraz wracają do siebie po jakimś czasie.
I nadal chce mi się płakać, kiedy przypomnę sobie ostatnie słowa serialu, wypowiedziane
przez Michaela- narratora. Bardzo prawdziwe, ale mam przed oczami smutną twarz Briana…
Teraz mam zamiar poczytać i pooglądać wywiady z twórcami i aktorami, żeby pozostać w
atmosferze serialu. Może macie jakieś linki do podesłania, byłabym wdzięczna.
"Przede wszystkim jednak w tym poście chciałam poruszyć temat zakończenia. Oglądając
ostatni odcinek okropnie płakałam i jeszcze następnego dnia miałam łzy w oczach, gdy
pomyślałam o tym" - czułam dokładnie to samo. Nawet wczoraj, kiedy zupełnie przez przypadek znalazłam w internecie ostatnią noc Briana i Justina okropnie się rozpłakałam. Rozumiem Cię doskonale. Co do linków to pewnie już widziałaś? http://www.youtube.com/watch?v=Yjv-9gDUI6A
przeczytałem cały twój post i jaki facet hetero ( winszuje serialowi ) i zmienił całkowicie moje postrzeganie gay świata . W sumie troche sie z toba nie zgodzę bo odniosłem wrazenie ( ogladajac caly seriaql 3 razy ! ) ze Brian sie naprawde zmienil ; zawsze zalezalo mu na Justinie a w 4 sezonie juz nie zaprzeczalnie mozna zobaczyc ze go kocha ( tylko ma taka osobowosc ze nie przyzna sie do zadnego uczucia ) a Justin w sumie mówi się ze jest dojrzały i wgl ale tez mnie troche jednak rozczarował swoim zachowaniem ; mial tylko oczekiwania i gdy nie dostawal to czego zechce pakował rzeczy i mówił ''dowidzenia''. Zakonczenie tez mnie wprawiło w wielką konsternacje ale jest genialne i jak gdzies czytałem w wywiadach z twórcami seriali , ich miłośc jest wieczna i jest ponad wszystko .