Na razie poziom jest różny. Niektóre odcinki są świetne, ale przeplatają się z bardzo słabymi, albo wręcz beznadziejnymi (tak, czwarty odcinku, patrzę na ciebie). Nie da się ukryć, że poziom spisków i knucia nie dorasta na razie do GoT, ale wciąż biorę poprawkę, że ten sezon to niejako prolog, więc w przyszlych sezonach może się jeszcze rozkręcić. Największy problem mam z głównymi bohaterami. Żadnemu w zasadzie nie kibicuję. W GoT przynajmniej na początku serial tworzył więź ze Starkami i skłaniał ku temu, by im kibicować w przetrwaniu i w zemście. Nawet gdy w kolejnych sezonach równie mocno kompali się we krwii jak ich oponęci, nasuwała się myśl, że nie mają wyboru, muszą dostosować się do reguł tego świata, by przeżyć. Tutaj natomiast od początku każdy wyraźnie ma jakieś grzeszki na sumieniu i w efekcie nie przykuwa mnie do ekranu los żadnej postaci. Każdy w swej podłości takiej czy innej zasługuje, by dostać po głowie. O dziwo w przeciwieństwie do GoT bohaterowie popełniają masę oczywistych błędów i nie spotyka ich za to natychmiastowa dekapitacja - trochę rozczarowujące i kłóci się z wykreowaną wizją świata Westeros jako miejsca, które nawet najmniejszych błędów nie wybacza. Najgorszy jest jednak Deamon. Twórcy wyraźnie przegięli w jego przypadku pałę "tajemniczości" motywów. Nie ujawniając jego planów, ani ambicji, kreaują go niechcący na rozwydrzonego dzieciaka, którego jedynym celem jest robienie wszystkim na złość, a w szczególności swojemu bratu. To duże rozczarowanie jak na razie, bo na początku dawał nadzieje, na dobre rozwinięcie tej postaci.
Na ten moment, oceniam serial na 6, ale ogólnie waham się jeszcze nad czymś z przedzialu od 5 do 7 w zależności, jak zaprezentuje się końcówka sezonu.
W GOT pomimo tego, że wielu bohaterów było na wielu etapach dwuznacznych moralnie (np. Varys) albo zaczynali od bycia tymi złymi, ale przechodzili przemianę wewnętrzną (np. Jamie, Theon), był również wyraźny podział na tych dobrych (Starkowie) i tych złych (Lanisterowie, Boltonowie). Tutaj mamy z kolei wyłącznie bohaterów dwuznacznych moralnie lub po prostu z gruntu złych, przynajmniej jak na ten moment, dlatego tak trudno w pełni komuś kibicować. Po 2 w pierwszym sezonie GOT akcja szła liniowo bez żadnych przeskoków czasowych, nie zmieniali się aktorzy, więc o wiele łatwiej było się przyzwyczaić do postaci i je polubić. Po 3 - i to akurat na ten moment jest mój zarzut do Rodu Smoka - w GOT więcej było zwyczajnie ludzkich emocji - był czas na rozmowy o życiu, interakcje między bohaterami służyły ukazaniu ich wzajemnych relacji i charakterów, a nie tylko służyły "wielkiej sprawie" (czyli walce o tron) i pchaniu fabuły do przodu. Ten sen serial jest tworzony kompletnie inaczej, co z jednej strony chwali się twórcom za odwagę (na pewno byli świadomi, że na każdym kroku będzie on porównywany do GOT i odważnie wybrali inny sposób narracji), a z drugiej strony dostarcza wiele niedosytu poprzez właśnie to zamieszanie, z przeskokami czasowymi, zmianami aktorów oraz ogromną ilością istotnych wydarzeń, które zostały upchnięte w 1 sezonie). Trochę przez to brakuje miejsca na poznanie bohaterów od tej ludzkiej strony, a nie tylko w kontekście wielkich wydarzeń. Co do Deamona, to nie zgadzam się z tym co napisałeś - cele Deamona są dość jasne - marzył o koronie, uważając, że zasługuje na nią o wiele bardziej niż Viserys, ale odpuścił ze względu na brata. Pragnął Rheanery już od czasów gdy była dzieckiem, ale zrezygnował z niej, bo nie udało mu się jej zdobyć swoimi "sprytnymi" metodami, a choć miał szanśe porwać ją z wesela, to jednak nie chciał wiązać się z nią w taki sposób, prowadzić wojny z bratem i Valerionami, no i uważał, że jest jednak dzieckiem i nie jest świadoma konsekwencji takiego czynu. Nie zmienia to jednak faktu, że jego apiracje zawsze były klarowne: tron i Rheanera.
Dodam jeszcze, że jeśli mam być w pełni szczera, to uważam, że twórcy popełnili tutaj podobny błąd z pierwszym sezonem Rodu Smoka, jaki został popełniony w ostanich dwóch (a już na pewno 8...) przy GOT - akcja pędzi za szybko. Rozumiem, że taka decyzja została podjęta, bo 1 sezon ma być właśnie takim prologiem, dla właściwych wydarzeń, czyli wojny, ale co z tego wynika dla mnie jako widza? Tylko tyle, że wiem o postaciach zbyt mało, by się naprawdę w pełni zaangażować. Najbardziej to widać po bohaterach, którym już zdążyło się zejść z tego świata - Leana Valerion - niesamowita scena samobójstwa poprzez spalenie przez smoka. Scena świetna, emocji zero. Ser Harwin Strong - świetna postać, ale było jej tak mało na ekranie, a interakcji z Rheanerą ukazanych widzowi było tak niewiele, że kiedy spłonął, to nawet nie było szans, aby było mi naprawdę przykro. Nawet nie pokazano na ekranie właściwych rekacji na te śmierci. Deamon po śmierci żony ma przez chwilę łzy w oczach, a później olewa córki i sobie gdzieś idzie. Rheanera wspomina przez dwa zdania śmierć ojca trójki swoich synów... zbyt wiele wydarzeń, za szybko prowadzona akcja, za mało interakcji na ekranie między postaciami, zbyt mało emocji, które widz także mógłby poczuć.
Doceniam Twój ciekawy wpis i z większością jego treści się zgadzam, ale wyjaśnienia motywów Deamona wciąż nie kupuję. Trochę to zbyt naciągane. On moim zdaniem sam nie wiedział czego chce. Nie miał planu, działał od przypadku do przypadku. A to brat chce się ze mną pojednać, więc poderwę bratanicę, żeby go ekstremalnie wku...zdenerwować. A to mam ochotę na wojaczkę, więc pójdę walczyć na Stopniach, ale zaraz potem się pokłonię przed królem, by jednak pały nie przegiąć. A to jak naburmuszone dziecko zajmę sobie bez pytania Smoczą Skałę, by przy pierwszej okazji zmienić zdanie i ją porzucić. Ja tu nie dostrzegam większego planu, sekwencji logicznych zdarzeń realizowanych krok po kroku, tylko rzucanie się od ściany do ściany, byle tylko zrobić bratu na złość, którego kocham, ale przecież tego nie pokażę, bo muszę być macho i tym dowartościowuje swoje poczucie własnej wartości. Ok. taki jest, nie każdy musi być Littlefingerem, ale na początku miałem właśnie nadzieję, że jego pozornie chaotyczne ekscesy złożą się w jakiś mniej lub bardziej przemyślany plan, a ostatecznie okazały się tylko ekscesami i nic ponad to.
Deamon jest porywczy, honorowy, ale kocha swoją rodzinę, a przynajmniej niektórych jej członków, nawet jeśli tak bardzo stara się to ukryć. To postać napisana na sprzecznościach - ma ogromny żal do brata, za to że nosi koronę, która zdaniem Deamona mu się nie należy, ale jednocześnie kocha brata i nie potrafi wprost wypowiedzieć się przeciwko niemu. Nie zauważyłeś, że całe to przekazanie mu korony "króla stopni" może dla Viserysa lub dworu było gestem ze strony Deamona, a dla niego samego było naigrywaniem się z króla i pretekstem do powrotu do Królewskiej Przystani (docelowo - by zdobyć Rheanere)? Naigrywaniem, przedstawieniem, którym jednak osiągnął cel - udobruchał brata. Mógł wystąpić przeciwko Viserysowi, wypowiedzieć mu rebelię. Mógł porwać Rheanere z jej słubu. Nie robi tego wszystkiego nie dlatego, że nie wie czego chce - ON WIE czego chce, ale zawsze na sam koniec wyrzuty sumienia, miłość, litość, współczucie - biorą górę. Myślę, że 8 odcinek jeszcze dobitniej pokazał, jak skrytym, pełnym sprzeczności, ale jednak ludzkim jest Deamon. Nie jest naburmuszonnym dzieckiem - uważasz, że przeciętnemu człowiekowi obce są taki dylematy, gdy własna ambicja staje w opozycji do rodziny, zwykłej przyzwoitości czy uczuć? Deamon jest po prostu bardzo skomplikowany, ale na pewno nie kieruje nim kaprys czy złośliwość.
To co piszesz składa się w logiczną całość, przyznaję, ale wciąż mnie coś tu zgrzyta. Ok., załóżmy, że zawsze miał taki plan. Nie wgłębiałem się aż tak w lore tego świata, ale jakby nie patrzeć, wiążąc się z Rheanerą, to nie on będzie tytułowany królem, tylko ona. On pewnie dostanie tytuł królewskiego małżonka, lub cos w ten deseń, bez realnej władzy. Będzie mógł najwyżej liczyć na bycie ciałem doradczym dla swej żony, tzw. prawą ręką, co chyba zważywszy na jego ambicje i trud ich realizacji byloby wysoce niesatysfakcjonujące, a wręcz uwłaczającego z jego punktu widzenia. Na marginesie tylko napomknę, że to dość zabawne, że w podobnej sytuacji był Książę Filip w seriału The Crown, w którego wcielał się przez pewien czas ten sam aktor, który tutaj gra Deamona.
W ostatnim odcinku (czyli ósmy) zrobił bardzo dobre wrażenie, te wewnętrzne rozterki, uczucia świetnie byly pokazane, zaraz po Viserysie najjaśniejszy punkt tego odcinka, ale mimo wszystko wciąż w moim umyśle pozostaje niezdefiniowany. Skoro dotychczas jego celem było sięgnięcie po tron i , w jakimś sensie jest tego blisko, to co dalej będzie go motywowało? Utrzymanie "stołka"? Walka o sukcesje dzieci Stronga? Po prostu przetrwanie? Motywacje innych bohaterów są dość klarowne, Rheanera chce tronu, Alicent chce przeżyć z dziećmi,a przy okazji też by nie zaszkodziloby mieć tron. Otto to typowa pluskwa. Proste na pozór, ale układa każdą postać na ścieżce dążącej do czegoś, co może zająć kilka sezonów i wiem, że warto czekać. Co z Deamonem? Pewnie tez warto czekać, ale bardziej zgaduję, niż wiem.
Pierwsze cztery sezony "Gra o tron" mają przewagę z racji dużo lepszego źródła literackiego jaką jest bardzo ceniona saga "Pieśń lodu i ognia", która ma wielowątkową fabułę, więcej wyrazistych postaci i epickie zagrożenie.
"Ród smoka" jest na podstawie ledwie czterech rozdziałów dość przeciętnej książki "Ogień i krew", która jest dużo słabsza niż to co prezentuje "Pieśń lodu i ognia".
Jestem zadowolony z tego co twórcy serialu "Ród smoka" wyciskają z książki "Ogień i krew". Dużo lepiej to prezentuje się niż w sezonach 5-8 "Gra o tron", które mnie rozczarowały w kwestii scenariusza, dialogów, spójności postaci, intryg, polityki.