Gra o Tron była serialem, w którym mniej lub bardziej harmonijnie współgrały ze sobą ciała. Kopulowały ze sobą, ocierały się, raniły, przebijały, rąbały, a jednak było między nimi stałe napięcie. Więź. Tutaj, jak u lekarza, zawsze czysto, zawsze sucho, zawsze pewnie. Twarze dziwnie powykrzywiane, kazirodcze, ze znamionami progerii...
Wykonanie - wykonaniem, ale ten serial to nietrafiony... casting. Aktorzy w dużej mierze antypatyczni, ale też zbyt współcześni, by wiarygodnie wyglądać w kostiumie (zwłaszcza Matt Smith, Rhys Ifans, Paddy Considine), a Milly to UFO.