Tak jak wcześniejsze odcinki były moim zdaniem ciekawe i dobrze zrobione, tak ten to jakiś dramat. Przede wszystkim nie robi się do cholery tak dużych zmian w połowie sezonu, spokojnie można było poczekać, a jak się już robi, to niech chociaż wytłumaczą co się zmieniło, jak widać nic się nie zmieniło, poza stanem miotu. Głowna aktorka tragicznie dobrana, za dużo scen porodów (twórcy mają jakieś zboczenie z tym związane? Na 6 odcinków były 3 porody. Tak rozumiem, to boli i było niebezpieczne, ale ile można?), nudne jakieś gadanie o niczym. W dodatku wszyscy jacyś naburmuszeni, a te dzieci beznadziejnie napisane, gdzie im do takiej małej Aryi. Scena z waleniem konia, serio? W jaki sposób to rozwija fabułę? Żenada. Kalki postaci, przerysowanie, nuda, pewne rzeczy na siłę.
Źle się to zapowiada, jak dalej pójdzie, to będzie flop.
Myślałem, że tylko ja mam problem z tymi porodami co drugi odcinek i jeszcze te odgłosy im towarzyszące a wszystkiemu winien kto? Facet oczywiście.. Wspaniała narracja się kreuje prawie tak wspaniała jak Galadriela w pierścieniach władzy.
Jeszcze takie obrzydliwe epatowanie tym, właśnie w tym odcinku obleśne odcinanie pępowiny. Tak obrzydzono porody, że nie chcę po tym seansie mieć dziecka. A później umordowana idzie przez parę minut razem ze swoim księciem parobkiem homoseksualnym. Po co tam lazła?