Tak jak bardzo byłam podjarana pierwszym odcinkiem 2 sezonu, tak niestety drugi odcinek to klapa na całej linii. Scenarzyści się chyba pogubili. Zaczęli na szybko zamykać wątki z poprzedniego sezonu. Bohaterowie też się znacząco zmienili. Mamy oczywiście nowego Reggie'go. Veronica jakby nieco schudła. Archie tak samo, ale to akurat idzie w parze z jego wątkiem. Co mnie bardziej zastanawia w Archie'm to to, że sięgnął po narkotyki... Skąd nagle tyle narkotyków w Riverdale? Skoro Węże handlują tylko trawką... Skąd się wziął zamaskowany morderca i dlaczego zabił już 3 osoby i postrzelił jedną. Czy zabił nauczycielkę muzyki bo miał w tym cel? To dlaczego zabił przypadkowych nastolatków? Czy to jakiś Anioł Śmierci, który sam wymierza sprawiedliwość? To dlaczego postrzelił Freda? Kompletnie nie rozumiem, w którą stronę zmierzają scenarzyści!!
I bardzo denerwowało mnie to przeskakiwanie z wątku na wątek. Dwie minuty na Veronicę i jej rodzinę, 2 minuty znów na Betty, potem 2 minuty na Cheryl i jej matkę... Pogubiłam się:)
Akcja z ratowaniem Pop's też mocno naciągnięta. Josie w Vixens to już w ogóle przegięcie! Po co? Czemu? Przecież ona była 100% zaangażowana w The Pussycat's i to wypełniało jej 100% wolnego czasu. Posądzała Val o zdradę, a teraz sama zdradziła...
Rozumiem, że nie którzy aktorzy mogli zrezygnować z grania w 2 sezonie bo 1 może był nie pewny i podpisywali umowę tylko na 1 rok, ale to jak się toczą nie które sprawy jest niepokojące.
Oby serial się odbił :(
Może to tylko początkowa wpadka i im dalej będzie sezon się rozwijał tym sensowniej to będzie wyglądać :) Liczę na to, bo ten odcinek to taki zapychacz: o wszystkim i o niczym.